Dominująca wersja historii minionego stulecia Rosji, którą w istotnym zakresie narzucił Richard Pipes, zbudowana jest na trzech sprzecznych aksjomatach:
- najważniejszym kryterium oceny lat 1917-1991 r. – gdy nie było państwa rosyjskiego, a w to miejsce istniało wówczas państwo bolszewickie (zwane od 1922 roku ZSRR) – są (jakoby) zbrodnie popełniane przez ów reżim na Rosjanach i innych narodach wschodnich. W przypadku tego państwa jest to (jakoby) kryterium nadrzędne i decydujące – „tych zbrodni nie można przemilczeć”. Oczywiście zbrodnie popełniane przez państwa należące do tzw. Zachodu, a zwłaszcza zaliczające się do „demokracji”, nie mają takiego znaczenia w ich przypadku,
- bolszewizm oraz ideologia państwa sowieckiego – mimo że wymyślona i wdrożona przez zachodnich polityków, była jawnie antyrosyjska i w początkowym okresie nawet bolszewizm nie skupiał działaczy o rosyjskiej narodowości (dominujące znaczenie mieli tam polskojęzyczni Żydzi, Polacy oraz inne mniejszości narodowe, w skład pierwszej Rady Komisarzy Ludowych wchodził tylko jeden etniczny Rosjanin) – miał (jakoby) „rosyjskie korzenie” (czyli będąc na wskroś antyrosyjski był jednocześnie „rosyjski”),
- rządy bolszewickie a potem sowieckie posługiwały się terrorem głównie wobec Rosjan i to było (jakoby) charakterystyczne dla całej historii Rosji, mimo że przed przewrotem bolszewickim wszyscy władcy Rosji niezależnie od tego, w jakim mówili języku, nigdy nie rządzili przy pomocy terroru wobec własnych poddanych, co przyznają również wyznawcy tej wersji przeszłości.
Jak widać „nie trzyma się to kupy”, nie ma nic wspólnego z czymś, co miałoby zyskać miano nawet pozorów nauki, ale za to ma gorliwych wyznawców, również w Polsce, którzy bezwzględnie rozprawiają się z każdym, kto ośmiela się inaczej myśleć. Znam to dobrze, mam tu bogate doświadczenia jako adresat ataków apostołów tejże wersji historii. Mimo że przez ostatnie dwieście lat historii Rosji poprzedzających jej klęskę w wojnie z bolszewikami w 1917 roku państwem tym rządziły dynastie oraz elity, które nawet nie mówiły po rosyjsku i nie utożsamiały się z poddanymi, były to (jakoby) rządy „z istoty rosyjskie” (najbardziej reprezentatywna „Rosjanka” była urodzona w Szczecinie – księżniczka Zofia – w Rosji przechrzczona na Jekaterinę Drugą).
Ale najważniejsze są oczywiście zbrodnie bolszewików, które są z istoty „rosyjskie”, mimo że główną ofiarą tychże zbrodni byli Rosjanie.
Natomiast zbrodnie popełnione przez władze lub społeczeństwo państw zachodnich oczywiście w tej wersji historii „nie mogą przesłonić” ich osiągnięć, które są godne najgłębszego szacunku. Więcej: nie należy o nich mówić ani pisać, bo mogłoby to postawić w złym świetle nieskazitelne (z istoty) postacie znane z historii tej części świata. Tu działa jawna i brutalna cenzura: nikt „o zdrowych zmysłach” nie odważy się nawet zająknąć o milionach zagłodzonych na śmierć Hindusów będących pod panowaniem brytyjskim w czasie drugiej z wielkich wojen, czy też o wielowiekowym ludobójstwie tubylców („kolorowych”) w wykonaniu państw kolonialnych. Było, minęło a przypominanie o tym charakteryzuje wrogów „demokracji i wolności”. Szczególnym przestępstwem jest przypominanie o zbrodniach popełnianych współcześnie przez ów Zachód, a zwłaszcza tych najbardziej haniebnych, których ofiarą były dzieci „tubylców” żyjących na terenie Stanów Zjednoczonych i Kanady (o tych coś już wiemy). Gdzie był ichni pożal się Boże wymiar sprawiedliwości, gdy zakopywano w bezimiennych grobach tysiące ofiar owych „szkół”, które miały (jakoby) tylko wynaradawiać owych dzikusów? Gdyby ktoś doprowadził do śmierci „białej” uczennicy szkoły z internatem, którą wielokrotnie gwałcono i molestowano, sprawa trafiłaby na czołówki „wolnych mediów”, prowadzone byłoby głośne śledztwo, powstałyby na tej kanwie reportaże i filmy. Zbrodnia przecież musi być sprawiedliwie osądzona – prawda? Gdy wrzucano do bezimiennych dołów zwłoki kolejnych tubylców nikt nie zawiadomił „o podejrzeniu popełnienia przestępstwa”, a jeśli nawet być może ktoś to zrobił (może był jeden sprawiedliwy), to jak widać sprawie szybko ukręcono łeb. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: bo to były „ZBRODNIE ZACHODNIE”, a te istnieją tylko we wrogiej propagandzie przeciwników wolności i demokracji. Są więc z natury unieważnione i informacje na ten temat są z istoty „niewiarygodne”.
Richard Pipes (swego czasu był doradcą prezydenta Ronalda Regana), był zapewne „wielkim naukowcem” i na pewno „należy do Zachodu”, choć urodził cię w Cieszynie, mówił po polsku. Był profesorem Harvardu: czy na tej uczelni wykładał swoje wiekopomne odkrycia?
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych