Czy nasz bardzo ubogi dorobek ideowy ostatniego trzydziestolecia powinien być poddawany krytyce? Przecież ? jak prawdopodobnie potwierdzą obrońcy dokonań ostatnich trzydziestu lat ? należy chronić nasze dokonania ideowe, zwłaszcza że są dość skromne. Krytyka może „zniebylić” i unieważnić to, co i tak obiektywnie jest mało ważne. Mimo że szanuję te zastrzeżenia, będące kolejną mutacją ludowej mądrości („jak się nie ma co się lubi”?), pozwolę sobie przedstawić dwie najważniejsze idee, wręcz „mity założycielskie” (tak się teraz określa posługując się współczesną nowowymową) tej epoki.
Pierwszym jest obowiązkowa apoteoza Piłsudskiego i sanacji, którego wręcz uznaje się patronem wszystkich sił „antykomunistycznych” i „niepodległościowych” Trzeciej RP, a nawet części lewicy, która nie była w międzywojniu antykomunistyczna. Drugą ideę charakteryzuje równie bałwochwalny stosunek do „radykalnej transformacji ekonomicznej” lat 1989-19991 i jej tzw. twarzy, czyli Leszka Balcerowicza, który zgodnie z tym mitem jest rzeczywistym autorem wszystkich osiągnięć ekonomicznych i społecznych tej epoki, a poniesionie klęski i porażki były wyłącznie wynikiem „niedokonanych reform”, oporu najważniejszych ciemnych sił, a zwłaszcza postkomunistów i „pisowskich populistów”. Nie jest najważniejsze, że są to mity zakłamujące przeszłość („historia sfałszowana”), bo to zbyt łatwo udowodnić. Najgorszy jest ich destrukcyjny wpływ na świadomość klasy politycznej, która czuje się w obowiązku podporządkować dogmatom tejże mitologii, przez co staje się głupsza i przegrywa tam, gdzie można by obronić polskie interesy. Już uzasadniam powyższe tezy.
Obowiązująca całość, a na pewno zdecydowana większość klasy politycznej „kult Marszałka”, oczywiście pisanego dużą literą i na pozycji hab aht, nakazuje robić większość szkodliwych głupstw w naszej polityce zagranicznej. Po pierwsze, dotyczy to programowej wrogości wobec Rosji, co akurat jest zgodne z pierwowzorem, bo Piłsudski był równie antyrosyjski (nie należy mylić z antybolszewizmem, bo to zupełnie coś innego), ale różnica między tamtymi a obecnymi czasami polega na tym, że ówczesne państwo bolszewickie miało agresywne plany wobec Polski (czego nie kryło), a dziś od dawna nie tylko nie ma państwa bolszewickiego, a Rosja nie ma roszczeń terytorialnych w stosunku do naszego kraju. Relacje między Piłsudskim i jego epigonami w latach 1935-1939 były co najmniej poprawne (Józef Beck jeździł do Moskwy, gdzie jego żona, Jadwiga dowiedziała się, że z bolszewickimi dygnitarzami nie musi mówić po francusku, bo „my sami polscy żydzi” i oni znają polski). Równie bez sensu chcemy nadać antyrosyjski charakter „międzymorza”, powołując się tu na jakąś „ideę tendencyjną” Piłsudskiego, co jest dla nacjonalistów rządzących w państwach położonych na wschód i południowy wschód od Polski typową „płachtą na byka”: oni wyzwolili się spod protekcji najpierw od Warszawy a potem od sowieckiej Moskwy i ani im w głowie popaść z powrotem w zależność od Polski, której rządy na obecnie ich ziemiach sprawowane przez państwo polskie za czasów Piłsudskiego kojarzą się jak najgorzej (gorzej tylko sowieckie). Państwa te w większości są zależne politycznie i ekonomicznie od Niemiec, które zresztą nie pozwolą na jakieś tam propolskie fanaberie. Najprościej mówiąc: oficjalny kult Piłsudskiego jest najgorszą z możliwych przepustek do zbliżenia z Litwą, Ukrainą, Białorusią (i nie tylko) a psuje na starcie nasze i tak bardzo złe relacje z Rosją. Warto zamknąć tę trumnę.
Mitologia sukcesu balcerowiczowskiej transformacji nie tylko ogłupia klasę polityczną ale niszczy jej wiarygodność w świadomości obywateli. Przecież te dwa lata jego (?) pierwszych rządów były jedną z największych katastrof ekonomicznych dla milionów obywateli. O tym w poprawnym piśmiennictwie nie wolno nawet wspomnieć, ale OGRABIONO NAS WSZYSTKICH z oszczędności życia oraz istotnej części majątku trwałego. Wcześniej zrobiono to w głębokim stalinizmie poprzez wymianę pieniędzy (rok 1950). Rządy balcerowiczowskie zrobiły to dużo bardziej skutecznie poprzez celową deprecjację złotego bez jakiejkolwiek waloryzacji posiadanych oszczędności. Była to jedna z największych grabieży wszystkich obywateli naszego kraju, którym w istotnej części zniszczono miejsca pracy. Warto przypomnieć, że wyniszczenie przez ówczesne rządy tysięcy przedsiębiorstw nie dotyczyło tylko sektora państwowego i spółdzielczego, ale również tzw. prywaciarzy. Lata jego rządów były dla naszej gospodarki pasem katastrof, rozdano lub wyprzedano większość majątku państwowego i o tym obywatele pamiętają.
Ale dzięki wspólnemu wysiłkowi (prawie) całości klasy politycznej jakoś „Balcerowicz nie może odejść”, mimo że jest antytezą kapitalizmu i jest już zwykłym interesariuszem kilku banków, które obłowiły się kosztem ponad miliona obywateli (historia lubi się powtarzać), czyli po raz kolejny opowiada się po przeciwnej stronie niż istotna część polskich obywateli.
Jednoznaczna ocena jego roli, zwłaszcza w latach 1989-1991 , uwiarygodni polską klasę polityczną w oczach zwłaszcza polskich przedsiębiorców, którzy wciąż obawiają się że „wróci Balcerowicz” i będą przy pomocy drakońskich podatków „restrukturyzować” naszą gospodarkę.
Cały AntyPiS powinien wreszcie wziąć pod uwagę, że jego porażki biorą się stąd, że ich jedyny wróg ? tzw. rządy PiS w słowach ale i w czynach nie kojarzą się im z Balcerowiczem, co jest ważnym źródłem ich sukcesów wyborczych.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych