Serwis Doradztwa Podatkowego

VAT: po co zbędnie komplikować i tak bardzo już zagmatwany podatek?

Kolejne nowelizacje podatku od towarów i usług potwierdzają niestety formułowane od co najmniej dziesięciu lat obawy, że dzieje się tam źle i może być jeszcze gorzej. Co prawda po ośmiu latach zabiegów udało się usunąć największą „inwestycję legislacyjną” patologizującą  ten podatek –  tzw. krajowe odwrotne obciążenie (1 listopada 2019 r.) i wprowadzenie obowiązkowej wersji podzielonej płatności na towary i usługi, korzystanie z tego przywileju (również z tą datą), ale był to – jak dotąd – jedyny istotny sukces: jak na 18 lat historii tej ustawy to raczej niewiele. Większość wprowadzanych w tym czasie zmian nie ma jakiegokolwiek znaczenia lub jest przysłowiowym mieszaniem po to, żeby zamieszać. Najpierw wprowadza się określone nakazy a potem się je uchyla. Podatnicy w istotnej części już ignorują nowe „wynalazki legislacyjne”, bo są po prostu nieżyciowe a organy podatkowe nie sprawdzą ich przestrzegania. Bo po co? Najlepszym przykładem ignorowanych nonsensów są „dokumentacje”, które trzeba gromadzić dla potrzeb wystawiania faktur korygujących. Napisał te przepisy ktoś, kto chyba nigdy nie wystawił jakiejkolwiek faktury i nie rozumie ich korygowania: gdy udziela się rabatu zmniejsza się u wystawcy podatek należny ale „za to” również zmniejsza się podatek naliczony nabywcy – budżet więc nie traci.

Kolejne „uproszczenia” będą następnie zmieniane, a niektóre nakazy są od początku absurdalne i wiadomo, że będą odroczone. To już taka „nowa świecka tradycja”: najpierw się uchwala jakiś nowy obowiązek, który jest jakoby „niezbędny dla zwiększenia dochodów budżetowych”, „korzystny dla podatników”, a potem – tuż przed wejściem w życie tych przepisów – odracza się w przyszłość termin jego obowiązywania. Dostatecznym przykładem był przepis dotyczący „integracji” kas rejestrujących z połączonymi z Centralnym Repozytorium Kas terminalami płatniczymi (czyj był to lobbing?). Ten kompletnie nierealny nakaz był częścią „Polskiego Ładu” i miał wejść w życie z 1 lipca 2022 r. W ostatniej chwili przesunięto termin wprowadzenia aż na 1 stycznia 2025 r., czyli „na święte nigdy”.

Straszy się również podatników całkowitą dezorganizacją procesu fakturowania poprzez nakaz stosowania tzw. faktur ustrukturyzowanych. Obowiązek ich stosowania miał (jakoby) być wprowadzony od 1 stycznia, a potem z 1 kwietnia 2023 r., czyli owa katastrofa miała dotknąć wszystkich podatników na cztery miesiące przed wyborami parlamentarnymi. Napisałem parokrotnie o tym poronionym pomyśle i o dziwo poskutkowało. Półoficjalnie już wiemy, że ów nakaz ma obowiązywać dopiero w 2024 roku, czyli nie musimy się martwić, bo i tak z tą datą nie będzie powszechnego obowiązku wystawiania tych faktur (bo nie będzie) i nie należy wierzyć medialnym lobbystom.

Listę absurdów legislacyjnych w aktualnej wersji tego podatku można mnożyć ale i tak jest ona krótsza od „kontrowersyjnych” interpretacji tego podatku w wykonaniu judykatury, zwłaszcza tej wspólnotowej, ale o tym innym razem.

Należy więc zadać pytanie o przyczyny tego zjawiska? Dlaczego władza polityczna od lat faktycznie nie interesuje się swoimi pieniędzmi, czyli najważniejszym podatkiem pozostawiając go w rękach urzędników, lobbystów i biznesu zajmującego się ucieczką od opodatkowania? Przecież gdyby ktoś umiał napisać przepisy tej ustawy i jej kolejnych nowelizacji, oczywiście działając w dobrej wierze, czyli na korzyść interesu publicznego, dochody z tego podatku byłyby o około 40 mld zł wyższe, a łączna suma utraconych w wyniku partactwa dochodów od 2004 r. wynosi 330 mld zł. Nie byłoby również całego syndromu wyłudzeń zwrotów na skalę nieznaną w historii. Wiem, że część tych patologii (większość?) „importowano” wraz z implementacją rozwiązań wspólnotowych, ale można było harmonizować ten podatek dużo mądrzej. Inni tak postąpili i nie są aż tak stratni.

Przyczyny tego zjawiska tkwią w patologii procesu legislacyjnego. I to od samego początku. Oto lista koniecznych zmian, które doprowadzą do uzdrowienia tego procesu:

  • rządząca większość, a następnie rada ministrów musi przyjąć a następnie korygować polityczny program zmian w tym podatku co najmniej na cztery lata kadencji, a następnie każdy rok: gdy nie ma decyzji politycznych nie wiadomo kto rządzi, czyli daje się pole lobbystom,
  • wszystkie projekty nowelizacji muszą powstawać w strukturach rządowych: niestety istnieją zasadne podejrzenia, że część tych projektów przepisów podatkowych powstaje w „na zewnątrz”,
  • trzeba ujawnić a najlepiej rozwiązać wszystkie umowy doradcze między organami władzy a biznesem, które mają lub mogą mieć wpływ na kształt przepisów podatkowych: projekty przepisów na zlecenie rządu mogą tworzyć jednostki naukowe pod warunkiem braku konfliktu interesów,
  • ze struktur administracji rządowej zajmującej się tym podatkiem należy usunąć wszystkich „ludzi z rynku”, czyli byłych (?) pracowników biznesu zajmującego się ucieczką od opodatkowania: tu nie ma miejsca na jakiekolwiek kompromisy, bo każdy „błąd” w treści przepisów prawa jest bardzo kosztowny: płaci za niego budżet lub obywatele,
  • należy powołać radę naukowo-konsultacyjną przy ministrze finansów, która będzie obowiązkowo opiniować wszystkie projekty zmian w tym (i nie tylko w tym) podatku.

Są to działania konieczne, bo w najbliższych miesiącach trzeba będzie zebrać dodatkowe 20 mld zł dochodów budżetowych.

Zresztą kompromitacja Polskiego Ładu napisanego przez owych „ludzi z rynku” obnażyła ich rzeczywista wiedzę na temat nie tylko podatku.

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją