Serwis Doradztwa Podatkowego

Zmiany w przepisach podatkowych „odsunęły PiS od władzy”

Wśród przedsiębiorców dominuje i pogłębia się przekonanie, że to podatki przechyliły w zeszłym roku szalę w wyborach parlamentarnych na korzyść ANTYPiSu. To właśnie zmiany w przepisach podatkowych, których kulminacją były nonsensy i absurdy Polskiego Ładu, zrodziły niechęć, a później wrogość w aż trzech różnych grupach wyborców: byli to po pierwsze: księgowi (grupa najliczniejsza, liczona w milionach), po drugie mali przedsiębiorcy (co najmniej tyle samo) i po trzecie pracownicy organów podatkowych (skarbowych i samorządowych). Znam poglądy wielu członków tych grup i wiem co mówią. Przez pewien czas w ich świadomości byłem trochę bezpodstawnie kojarzony z ówczesną władzą i słyszałem tysiące (tak!) wypowiedzi typu: co oni tam wyrabiają w tym ministerstwie finansów? Niech Pan im powie, że piszą tak głupie przepisy, które nie tylko kompromitują ich autorów, ale są również całkowicie sprzeczne z tym, co było zapowiadane przez „Dobrą Zmianę”. Przypomnę, że przed ponad ośmiu laty zapowiadano zakończenie chaosu legislacyjnego, nowe ustawy, w tym nową ustawę o VAT (był projekt), zlikwidowanie wszystkich „luk Rostowskiego”, które pozwalały spryciarzom korzystającym z tych przywilejów zwalczać uczciwych i rzetelnych podatników. W przepisach podatkowych miała dominować uczciwość i przejrzystość, szacunek dla rzetelnego podatnika oraz brak pobłażania dla wszechobecnych oszustów, którzy dzięki „wyśmienitym relacjom” z liberalnymi urzędnikami kpili sobie z naiwniaków. Oczekujących „Dobrej Zmiany” w podatkach spotkał gorzki zawód. Nowo powołani ministrowie i wysocy urzędnicy storpedowali skutecznie uchwalenie nowych ustaw, wyrzucających na śmietnik liberalny szmelc legislacyjny. Więcej: mówili tym samym językiem co ich poprzednicy. Opowiadali te same bzdury o jakiś „instrumentach informatycznych”, które (jakoby) miały uszczelnić podatki, kontynuowano nakładanie na podatników kosztownych obowiązków sprawozdawczych (tzw. jotpeki), które wymyślono jeszcze za liberalnych czasów, rozszerzano (zamiast zapowiedzianej likwidacji) tzw. odwrotne obciążenie, które dyskryminowało uczciwych podatników, ci sami co poprzednio „eksperci” snuli się po korytarzach na ulicy Świętokrzyskiej. Gorzej, że nawet wysocy urzędnicy z politycznego nadania opowiadali oficjalnie te same liberalne dyrdymały, w dodatku powołując się na ichnie „autorytety” w postaci firm zajmujących się od lat ucieczką od opodatkowania swoich klientów. Wiarygodność nowej władzy, którą przyjęto z nadzieją, że nie wróci Rostowski i jego społeczna doradczyni z tego rodzaju firmy, legła w gruzach, gdy wiceministrem finansów do spraw podatków został dżentelmen z tej samej firmy. Pytano mnie wtedy (również prywatnie w organach podatkowych), jak ja mogę personalnie firmować tak prowadzoną politykę? Odpowiedziałem, że ja z tym interesem nie mam i nie chcę mieć nic wspólnego, choć usilnie przekonywałem polityków, aby dotrzymali słowa i zlikwidowali wreszcie odwrotne obciążenie i w to miejsce wprowadzili podzieloną płatność, co się ostatecznie udało dopiero w 2019 roku, mimo obstrukcji ze strony wysokich urzędników z pisowskiego nadania (tak, tak). Potem już była tylko równia pochyła w postaci przepisów podatkowych związanych z tzw. pandemią a później katastrofa Polskiego Ładu. Jego twarzą był szef rządowego instytutu ekonomicznego opowiadający nonsensy denerwujące wszystkich podatników, z przeszłością zawodową w jakimś „andersenie”. Ponoć te wszystkie przepisy napisano poza strukturami rządowymi, do czego przyznał się publicznie ówczesny minister finansów.

Fama głosi, że przepisy te pisali „eksperci” z „renomowanych” i oczywiście „międzynarodowych” firm, które również ochoczo współpracowały wcześniej z liberalną władzą. Ostatnia bomba, którą podłożono pod „pisowskie rządy”, była próba całkowitego zdewastowanie systemu fakturowania w postaci tzw. faktur ustrukturyzowanych, co z Bożą pomocą w tym roku udało się rozbroić, bo bomba ta wybuchłaby pod zupełnie inną władzą.

Rodzi się pytanie, czy „odsunięcie od władzy PiSu” przy pomocy zmian w przepisach podatkowych było obcą dywersją czy też klęską na własne życzenie tego ugrupowania? Sądzę, że raczej to pierwsze z cichym wsparciem agentów wpływu we własnych szeregach. Najważniejsze, że operacja podatkowa udała się i już raczej nie wrócą oni do władzy. Wraz z ich usunięciem zatrzymała się biegunka legislacyjna, choć słychać groźne zapowiedzi, że ktoś może wysadzić z siodła ich następców przy pomocy nie tylko JPK-KR, ale przede wszystkim nowelizacji podatku od nieruchomości. Kto napisał te nonsensy, które zapowiadają opodatkowanie (jako budowli) nawet przysłowiowych piorunochronów? Czy ten projekt powstał na ulicy Świętokrzyskiej, czy też – jak w poprzednich latach – napisał go „ekspert” z międzynarodowym szlifem? Pewnie się niedługo dowiemy, bo z zupełnie innych powodów dni obecnej większości są już prawdopodobnie policzone.

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją