Tekst prof. W. Modzelewskiego: Czy grozi nam załamanie podatkowych dochodów budżetu państwa?
Rok 2022 zapisze się w naszej historii w możliwie najgorszych brawach zakładając nawet, że nie zostaniemy wciągnięci w wojnę rosyjsko-ukraińską a konflikt militarny będzie możliwie najszybciej zakończony. Wciąż chcemy wierzyć, że to nie nastąpi, ale nasza wiara zbudowana jest już na bardzo kruchych podstawach: Rosja zakręciła nam już kurek z gazem: co dalej? Wiemy, że narasta inflacja (jest już dwucyfrowa) i będzie dalej rosnąć, co częściowo zrekompensuje w dochodach budżetu państwa spadki wolumenu sprzedaży wywołane drożyzną i wojennym ograniczeniem popytu, ale zmniejszą się i to radykalnie wpływy z podatków dochodowych. Prognoza wpływów budżetowych na ten rok jest już nieaktualna. Wymieńmy czynniki, które obniżą ilość pieniędzy w budżecie w tym roku:
- zmniejszenie stawek podatku od towarów i usług obowiązuje do 31 lipca 2022 r. (a być może dłużej): stawki 23% obniżono do 8% i 5% albo 0%, w tym zwłaszcza na paliwa silnikowe, gaz ziemny, żywność i produkty rolne (skutek ujemny: około 20 mld zł),
- obniżka z 17% do 12% stawki podatku dochodowego od osób fizycznych dla pracowników, emerytów i rencistów oraz innych podatników objętych skalą podatkową (skutek ujemny – 15 mld zł – prawdopodobnie więcej),
- podwyższenie do 30 tys. zł kwoty wolnej od podatku dochodowego od osób fizycznych (19 mld zł – skutek chyba uwzględniono już w prognozie na 2022 r.,
- wprowadzenie długiej listy nowych ulg podatkowych adresowanych do podatników prowadzących działalność gospodarczą, która skutkuje tym, że ten kto chce, może nie płacić podatku dochodowego z tego źródła przychodów (skutek ujemny dla wpływów nie dochodów – na pewno 9 mld zł w podatku dochodowym od osób fizycznych i nawet 6 mld w podatku dochodowych od osób prawnych),
- obniżenie stawek akcyzy na niektóre wyroby w ramach tzw. tarczy antyinflacyjnej (energia elektryczna, gaz ziemny),
- bezprecedensowy wzrost kosztów działalności gospodarczej powodujący, że branże dotychczas opłacalne stały się nierentowne: zyski spadają mimo wysokiej inflacji, bo niewielu jest w stanie zrekompensować przychodami kilkusetprocentowy wzrost kosztów gazu ziemnego czy kilkudziesięcioprocentową podwyżkę energii elektrycznej, paliw silnikowych, węgla, oleju opałowego, stali i innych surowców i materiałów,
- ogólny spadek wolumenu sprzedaży wywołanej drożyzną; kupujemy mniej, bo nas już na wiele rzeczy nie stać.
Wzrostowi dochodów budżetowych sprzyja oczywiście brak odliczenia składki zdrowotnej od należnego podatku dochodowego od osób fizycznych, co już uwzględniono w prognozie budżetowej na ten rok oraz wzrost cen detalicznych, ale tylko w przypadku towarów i usług opodatkowanych stawką 23% (przypomnę, że wciąż drożejąca nieprzetworzona lub niskoprzetworzona żywność jest opodatkowana stawką 0%): skutek tych czynników jest dziś trudny do oszacowania, bo nawet nie wiemy, jakim poziomem inflacji zakończymy ten rok – czy osiągniemy 20% czy „tylko” 17%? Gdy na Ukrainę wkroczą wojska amerykańskie i zacznie się wojna amerykańsko-rosyjska, kalkulacje te nie będą mieć żadnego znaczenia.
Ostrożny i obciążony wieloma niewiadomymi szacunek spadku dochodów budżetu państwa wynosi około 95 mld zł, ale może być większy: skutek netto po uwzględnieniu wzrostów będzie oczywiście niższy.
Więc co trzeba zrobić natychmiast? Należy podjąć prace nad planem ratunkowym dla finansów publicznych, a zwłaszcza wizją naprawczą dochodów z podstawowych podatków: akcyzy i podatku od towarów i usług. W przypadku akcyzy mamy fatalne wykonanie dochodów za pierwszy kwartał oraz obniżenie wolumenu sprzedaży spowodowanym drożyzną paliw silnikowych przy czym nastąpiło relatywne obniżenie cen niektórych używek (piwa i substytuty papierosów). Może nastąpić dalszy spadek wpływów budżetowych z tego podatku. Prognoza na ten rok w wysokości 79 mld zł (bardzo ostrożna) jest już nieaktualna. W podatku od towarów i usług wciąż dominują bezimienni „harcownicy”, którzy chcą narzucić podatnikom kolejne „wynalazki” informatyczne, a podatnicy mają znaleźć na to pieniądze. Autorzy tych pomysłów są już całkowicie „odklejeni” od rzeczywistości: chcą aby na cztery miesiące przed wyborami w 2023 r. całkowicie zdezorganizować fakturowanie w gospodarce poprzez wprowadzenie powszechnego obowiązku wystawiania tzw. faktur ustrukturyzowanych. Dotychczas – o ile mi dobrze wiadomo – nikomu nie udało się nawet dobrowolnie wystawić jednej faktury, mimo szerokiej kampanii reklamowej ze strony biznesu informatycznego i mediów („wolnych”).
Oba podatki trzeba wreszcie oczyścić z wpływów lobbingu i „biznesu optymalizacyjnego” oraz powołać zespół rządowy (bez „ludzi z rynku”), który pilnie przedstawi strategię ich naprawy. Mamy na to około miesiąca: to wcale nie jest aż tak trudne. Trzeba tylko znać się na tych podatkach i działać w dobrej wierze.
Profesor Witold Modzelewski