Tekst prof. W. Modzelewskiego: Czy w przyszłym roku czeka nas wyższy podatek akcyzowy?
W przyszłym roku wydatki z budżetu państwa muszą wzrosnąć o około 40 mld zł. Tyle będą prawdopodobnie kosztować zobowiązania wyborcze tych, którzy na jesieni zwyciężą. Trwa licytacja, a karta atutowa 800 plus jest już na politycznym stole. Konkurenci do władzy nie mogą być gorsi: muszą zaoferować większości obywateli dodatkowy i trwały przyrost korzyści w wysokości około 3000 zł rocznie (kwota uśredniona), co oczywiście nie zrównoważy zubożenia z poprzednich mijających dwóch lat, ale będzie zauważalnym a przede wszystkim w większości nominalnym przyrostem dochodów w „brzęczącej monecie”. Wyborcy są w większości sfrustrowani i zniechęceni do całości polskiej klasy politycznej, która najpierw zgodnie wprowadziła kosztowne dla obywateli zakazy pandemiczne, dezorganizując nie tylko gospodarkę ale również życie osobiste (bezsensowne zamknięcie szkół połączone z fikcją „nauki zdalnej”), lecz również zgodnie przerzuciła na barki całości społeczeństwa koszt mocarstwowej polityki wschodniej, który będzie dalej rósł. Wielomiliardowy koszt sfinansowania skutków katastrofy ekonomicznej polskiego rolnictwa w wyniku bezcłowego przywozu ukraińskich płodów rolnych dopiero przed nami.
Skąd więc wziąć te pieniądze? Gdyby całość tego przyrostu dochodów budżetowych miałaby przynieść akcyza, oznaczałoby to wzrost o 50%, co w ciągu jednego roku jest nierealne, ale powyborcza determinacja zwycięzców, aby utrzymywać się u władzy może być bardzo silna. Cała klasa polityczna czuje instynktownie, że traci ogólną legitymizację rządzenia, bo już zawiodła swoich (wszystkich) wyborców, a być może jeszcze przed wyborami czeka ją cios nokautujący w postaci zmiany stosunku „światowego przywództwa” do wojny między Moskwą a Kijowem. Zacietrzewienie antyrosyjskie łączy w jeden PoPiS wszystkie istotne siły polityczne, które mogą obudzić się z przysłowiową ręką w nocniku, gdy „światowe przywództwo” w wyniku spadku społecznego poparcia w Stanach Zjednoczonych dla tej wojny (już spada) porzuci swoich nadgorliwych i w sumie mało ważnych klientów z antypodów wschodniej Europy. Klasa polityczna musi więc „odkupić się” – w tym widzi swoją szansę.
Czy ktoś prowadzi w ciszy gabinetów analizy, skąd wziąć 40 mld zł? Szczerze wątpię, bo to co dzieje się z przepisami podatkowymi, charakteryzuje ta sama niefrasobliwość, co rok czy dwa lata temu: wypycha się do sejmu kolejne opasłe nowelizacje, które dalej byle jak gmatwają to, co już jest dostatecznie zagmatwane. W ostatniej chwili mogły jednak sięgnąć do akcyzy, bo tu w świadomości polityków są „pieniądze do wzięcia”. Co ważniejsze obiektywnie są, tylko trzeba wyjść spod wpływu interesariuszy, a oni tu od lat rządzą. Jaki jest bilans tych rezerw? Wynosi około 15 mld zł, na co składa się głównie:
- wyrównanie akcyzy od napojów alkoholowych: gdyby etanol był opodatkowany tak samo w każdym napoju dodatkowe wpływy budżetowe wzrosłyby o około 7 mld zł),
- likwidacja luk w akcyzie tytoniowej (głównie idzie tu o tzw. „podgrzewacze”) może dać 2 mld zł,
- podwyżka akcyzy niektórych wyrobów energetycznych, a zwłaszcza paliwowych oraz likwidacja innych luk w tym podatku może przynieść 6-7 mld zł.
Przypomnę, że stawki akcyzy mają charakter kwotowy, czyli podatek ten nie daje premii inflacyjnej, o której tak często mówią politycy: gdy rośnie cena wyrobu akcyzowego, udział tego podatku w wartości sprzedaży spada a nie rośnie.
Czy interesariusze pozwolą na te podwyżki? Jestem raczej sceptyczny, bo idzie tu o interesy firm zagranicznych inwestorów, w tym afiliowanych przez „światowym przywództwie”, a tu nie ma żartów. Nie raz udowadniali oni, kto tu rządzi – pamiętamy, że skuteczna obrona braku opodatkowania tzw. podgrzewaczy zyskała z trybuny sejmowej miażdżącą ocenę („bananowa republika”). Czy dalej nią będziemy? Jeżeli tak, to czeka nas ogólna podwyżka VAT-u.
Profesor Witold Modzelewski