Agresja na Afganistan, rozpoczynając przed dwudziestu laty pierwszą i jak dotąd jedyną wojnę w historii Paktu Północno-Atlantyckiego, zakończyła się spektakularną klęską najeźdźców. Nie da się jej ukryć, „przykryć” innym wydarzeniem oraz zatuszować propagandą „wolnych mediów”. Rolą tych ostatnich jest od niedawna m.in. ukrywanie wielkiej, antyrasistowskiej rewolty amerykańskiego społeczeństwa przeciwko nie tylko opresyjnej władzy, lecz również zafałszowanemu wizerunkowi historii Stanów Zjednoczonych. To ważne zadanie jest realizowane w sposób konsekwentny i widać wpływ beneficjenta (sponsora?), który dzięki temu może dalej udawać państwo stabilne i dobrze rządzone w pełni popierane przez uległe społeczeństwo. Widać nie złożono „wolnym mediom” zlecenia na akcję pod hasłem „kolejne wielkie zwycięstwo Ameryki w wojnie ze świętym terroryzmem” lub podobnym bałamutnym tytułem. Istotą „wolnych mediów” w państwach liberalnej demokracji jest przecież prawo do przyjmowania opłacalnych zleceń w celu kreowania świadomości publicznej na korzyść tego, kto złożył zlecenie i zapłacił za usługę. W końcu skoro klęskę nie tylko agresji na Wietnam, ale również całej amerykańskiej wojny przeciwko Indochinom w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku, zakończonej również dotkliwą porażką (rząd amerykański przegrał nie tylko ze źle uzbrojoną młodzieżą Vietkongu, ale również z własnym społeczeństwem, które nie chciało ginąć w „brudnej wojnie”) liberalni żurnaliści i politycy mogą do dziś przedstawiać jako „niepełne zwycięstwo” ameryki, to co stało na przeszkodzie aby Kabul 2021 też był amerykańskim sukcesem? Nie wierzę, że zabrakło na to dolarów, bo w każdej chwili można dodrukować ich dowolną ilość. Jeżeli mając nieograniczone środki finansowe oraz „wolne media” nie dało się załatwić zmiany wizerunku z katastrofy na sukces, to ocena (super) mocarstwowości tego państwa jest zdecydowanie na wyrost.
Problem jest jednak dużo poważniejszy: widać „świetnie wykształceni, na najlepszych w świecie (czyli amerykańskich) uczelniach” elity tego kraju nie znają dość prostej prawdy (czy ktoś im przekazał jakąś PRAWDĘ?), że mocarstwo istnieję dopóty, dopóki nie przegra wojny z małym państwem, które zostało zaatakowane przez owego mocarza. Wojny między mocarstwami, w której jedno z nich przegra, nie muszą definitywnie nokautować pokonanego: to jest miejsce na zachowanie pozorów kompromisu. Kończący się klęską atak mocarstwa na małe a zwłaszcza biedne państwo, jest końcem historii owego mocarstwa. Widać biblijna opowieść o Dawidzie i Goliacie poszła w zapomnienie w tamtych elitach, wyparta przez terror nowoczesności, która od dawna zastąpiła mądrość.
Czy NATO przetrwa tę klęskę? Czy to już początek końca „amerykańskiego protektoratu”? Czy jesteśmy świadkami zmierzchu mocarstwowej pozycji Stanów Zjednoczonych? Sądzę, że na wszystkie powyższe pytania padnie odpowiedź pozytywna. Nikt nie będzie umierać ani za ów protektorat, ani za sojuszników oraz za NATO, ani tym bardziej za odbudowę amerykańskiej mocarstwowości. Nikt: zarówno z własnej nie przymuszonej woli, jak i nie będzie chciał tego robić za pieniądze. Nawet „rodowici (czyli biali) Amerykanie”, którzy od lat na wojny wysyłają „czarnuchów”, lecz ci ostatni zbuntowali się, a władza w Waszyngtonie nie ma już ani odwagi ani umiejętności aby jawnie represjonować liderów współczesnych ruchów antyrasistowskich, tak jak przed ponad pięćdziesięciu laty zlikwidowano liderów Czarnych Panter. Kolejne pokolenie „korpoludków”, które opanowało struktury władzy w tym państwie, nie utożsamia się z nim, tak jak wcześniej nie utożsamiało się ze „swoimi” korporacjami. Bezideowy i leniwy karierowicz istniał od zawsze, ale nigdy nie stał się istotą tzw. elit jakiegoś państwa: to udało się w Stanach Zjednoczonych, co z oczywistych względów degraduje owo państwo.
Zwycięstwo Afganistanu A.D. 2021 jest wręcz bardzo potrzebne również wszystkim ofiarom i wrogom amerykańskiego imperium. Budzi ich nadzieję zwycięskiego rewanżu, który będzie trwać długo – nawet wiele lat. Podobnie jest w Kabulu a przedtem w Sajgonie (rok 1975) amerykańscy protektorzy kopnęli w przysłowiowy tyłek swoich sojuszników: w najlepszym wariancie część z nich wywiozą helikopterami po to, aby zasilili rzeszę gastarbeiterów w tych państwach „wolnego świata”, które będą chciały ich przyjąć. Czym dłużej będzie rządził obecny prezydent USA, tym dłużej będzie trwała agonia PAX AMERICANA: jego następca prawdopodobnie po cichu wycofa to państwo przynajmniej z niektórych protektoratów aby uprzedzić kolejne rejterady. Czy nowy wielki przeciwnik Waszyngtonu poniecha zimnej wojny z Ameryką za cenę zwrotu Tajwanu? Może, pod warunkiem, że nastąpi to możliwie szybko: z czasem cena pokoju będzie coraz wyższa.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych