Podatnicy zadają często pytanie o sens obecnego niechlujstwa legislacyjnego a zwłaszcza wprowadzania ciążących na nich nowych obowiązków sprawozdawczych lub informatycznych, które następnie odracza się i to wielokrotnie, bo z góry było wiadomo, że ich wykonanie było niemożliwe. Nikt tak w przeszłości nie postępował, bo nie chciał, po pierwsze, kompromitować prawodawcy, który w ten sposób obnażał swoją niekompetencję, a po drugie, nie chciano także denerwować obywateli. Najłatwiej przecież zniechęcać ich do władzy poprzez głupie zmiany w przepisach podatkowych, bo przecież wszyscy jesteśmy podatnikami i naprawdę interesuje nas to, co chce zrobić władza, zwłaszcza nakładając na nas nowe obowiązki. Niestety ostatnie lata, już pod rządami „dobrej zmiany”, przyniosły nasilenie tego zjawiska. Najlepszym tego przykładem jest festiwal zmian związanych z tzw. fakturami ustrukturyzowanymi. Podatnicy nie chcą po dobroci wdrażać tego nonsensu, bo tylko utrudni a nawet zablokuje uzyskiwanie przychodów od dłużników (bez otrzymania faktury nikt w obrocie gospodarczym nie zapłaci za dostarczany towar czy usługę). Wciąż trwa agresywny lobbing medialny i straszy się obywateli przymusowym wdrożeniem tych obowiązków. Najpierw miało to być na początku przyszłego roku, potem w kwietniu 2023 roku, czyli na cztery miesiące przed wyborami. Napisałem wtedy tekst o dywersyjnym charakterze tego pomysłu, więc faktyczni twórcy przepisów podatkowych szybko przesunęli ten termin na rok 2024, notabene załatwiając to w Brukseli. W przeszłości nikt nie odważyłby się na tego rodzaju patologiczne zachowanie: teraz jest to już normą w podatku od towarów i usług, akcyzie oraz podatkach dochodowych. Czyli we wszystkich istotnych daninach publicznych.
Są dwie teorie wyjaśniające ten fenomen: naiwna i spiskowa. W tej pierwszej podatkami rządzą niekompetentni, całkowicie „odklejeni od rzeczywistości ludzie z rynku”, czyli pracownicy kilku firm zajmujących się ucieczką od opodatkowania, którzy „nie wiedzą, że nie wiedzą”, wpisują do przepisów to, co im aktualnie przyjdzie do głowy, a że podatki nie są ich mocną stroną; bo tak jest, gdy nie ma kompetentnych urzędników, którzy znają się na podatkach. W teorii naiwnej rządzą tu niedouczeni nieudacznicy, których politycy nie wiadomo dlaczego tolerują. Bo przecież dawno powinni wyrzucić ich za partactwo.
W tej drugiej teorii owo działanie jest „spiskiem antypisowskim” albo szerzej – antypolskim. Psucie prawa podatkowego jest robione po to, aby wypędzić z Polski każdego, kto chce tu żyć i prowadzić interesy. Państwo polskie ma być w oczach obywateli głupie, represyjne i nieobliczalne („tu się nie da żyć”). Jedynym racjonalnym zachowaniem będzie więc ucieczka do „ciepłych krajów”, czyli na ten „prawdziwy Zachód”. Tam przepisy podatkowe są tworzone w trosce o interes publiczny, w zgodzie z dobrem obywateli, a zwłaszcza swoich przedsiębiorców, nikt ich wrogo nie interpretuje, bo przecież tylko bogaty może się podzielić z budżetem swoją nadwyżką. Gdy jednak przyjrzymy bliżej się radosnej twórczości unijnego prawodawcy podatkowego obraz ten nie jest aż tak różowy. To, co przyszło do nas wraz z harmonizacją prawa podatkowego przez te 18 lat nie było przykładem dobrego prawa: wręcz odwrotnie – tworzy się długie, zagmatwane i byle jak napisane przepisy, w dodatku zawierające dziesiątki luk dla wtajemniczonych po to, aby mogli zarobić.
Która z powyższych teorii jest prawdziwa? Być może obie, bo przecież organy władzy wykonawczej są zdobyczą, która może wpaść w ręce nie tylko rodzimych, lecz również zagranicznych interesariuszy. Może zobrazuje to przykład moich ostatnich zmagań o uszczelnienie akcyzy. Jeden z koncernów dostarczających tzw. podgrzewacze publicznie lobbuje (skutecznie) o uprzywilejowanie opodatkowania tych wyrobów, zarabiając co rok ponad miliard złotych. Zatrudnia kilku byłych wysokich urzędników, którzy w resorcie finansów zajmowali się właśnie akcyzą od wyrobów tytoniowych. Co i rusz organizuje na mnie hejty prasowe, bo „wolne media” mają tu pełną swobodę np. gromiąc moją publicystykę na temat relacji polsko-rosyjskich, która jest dość odległa od aktualnie obowiązującej poprawności. Ów koncern nie zamknął jednak swoich fabryk, które ma w Rosji, ale do hipokryzji mogliśmy się już przyzwyczaić.
Czy w tych okolicznościach mamy szanse na dobre prawo podatkowe?
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych