Serwis Doradztwa Podatkowego

Szkice polsko-rosyjskie: proamerykańscy politycy mogą być również prorosyjscy (jak już kiedyś bywało)

„Nasza wojna” zapukała już – mówiąc metaforycznie – do drzwi nie tylko zwykłych obywateli lecz również polityków, którzy nami rządzą. Wszyscy uświadomiliśmy sobie, że to my płacimy (również w sensie dosłownym) za „bezwarunkowe wsparcie” dla władz w Kijowie, które w dodatku politycznie „wykiwały” naszą klasę polityczną wskazując jej drugorzędną pozycję w rachubach ludzi rządzących Ukrainą. Już nikt ę nas nie plecie głupstw o tym, że jesteśmy jakimś „adwokatem Ukrainy”, a tym bardziej o „pokonaniu Rosji”. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że piętnowane u nas stwierdzenie (nazywane „propagandą kremlowską”), że „Kijów prowadzi tę wojnę do ostatniego Ukraińca”, padło z ust ludzi rządzących tym państwem, czyli Ukrainą. Jeśli to prawda, to naszym propagandystom oraz strażnikom poprawności należy zalecić milczenie (wszakże jest ono złotem – będą bogaci).

Rok 2025 będzie (a w zasadzie już jest) spektakularną klęską proamerykańskich polityków w naszym kraju (innych nie ma). Nie tylko polityków, ale również wszechobecnych w mediach społecznościowych propagandystów i „ekspertów”, którzy od lat przekonują nas o tym, że to, co nam opowiadają jest (jakoby) „zgodne z polityką USA”. Jeśli opowiadali to w dobrej wierze, to udowodnili w sposób dobitny, że o tej Ameryce nie mają zielonego pojęcia. O tej dziś, i o tej, która była. Wyszli na rozgadanych publicystów, których umiejętności ograniczają się do masowego ogłupiania równie naiwnych jak oni internautów, którzy im raczej tego już nie darują. Ale to ich problem i nikt nie będzie żałować upadłych autorytetów, tak jak nie będzie litości dla polityków przyłapanych na prymitywnym kłamstwie (głupotę wybaczamy, bo nie mamy złudzeń).

Wszyscy bez wyjątku proamerykańscy stratedzy i geostratedzy, którzy nie zauważyli, że wsparcie dla „naszej wojny” ze strony „kolektywnego” Zachodu, było jego największą katastrofą – w sensie dosłownym i metaforycznym: nastąpiła przecież deklasacja nie tylko prowojennych polityków w najważniejszych państwach Starej Europy, lecz również było ono jedną z ważnych przyczyn klęski wyborczej Kamali Harris. Rozpoczął się efekt domina: teraz w kolejnych państwach demokratycznych w wyborach zwyciężać będą przeciwnicy tejże wojny, którzy jednocześnie będą mienić się jako „proamerykańscy” a nawet „prorosyjscy”.

To oczywiście nie może zmieścić się w głowie naszej klasie politycznej i jej zapleczu medialnemu. Otrzeźwienie będzie dla nich raczej dość bolesne. Nie rozumieją banalnej prawdy, że istotą polityki jest „jedenaste przykazanie” (coś za coś): USA chcąc rozszerzenia swojego imperium (Grenlandia, Kanada, Panama) może uzyskać na to wsparcie Rosji w zamian za uznanie jej interesów w Europie Wschodniej (nie tylko na Ukrainie). Szkoda, że nie przeczytali choć jednej książki na temat rozbiorów w Europie ( w tym Polski) dokonanych w ciągu ostatnich trzystu lat. Może po prostu nie umieją czytać ze zrozumieniem?

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją