Serwis Doradztwa Podatkowego

Szkice polsko-rosyjskie: korupcja „patriotyczna”

Publicyści historyczni nabierają odwagi i coraz częściej piszą na temat wszechobecnej korupcji politycznej, w której umoczeni po uszy byli również luminarze naszej przeszłości. Ten proceder objął (zwłaszcza w XVII i XVIII wieku) nie tylko wysokich funkcjonariuszy Rzeczypospolitej Obojga Narodów, lecz również koronowanych władców, w tym tych prominentnych jak Jan III Sobieski. Brał on wielkie łapówki od Francji, w tym zwłaszcza od Ludwika XIV, zanim został obrany królem przez „naród szlachecki”, a być może także później, w czasie gdy był już władcą. Jego przeciwnicy głównie byli skorumpowani przez Habsburgów, a także przez Elektora Brandenburskiego. Może dlatego, że niewiele wiemy o dawanych w tym czasie łapówkach moskiewskich, naszym oficjalnym historiografom tamta korupcja nie przeszkadzała. Bo to przecież były „pieniądze zachodnie”, a ich branie nie jest plamą na honorze prawdziwego patrioty. Do dziś jesteśmy przekonani, że od zawsze „należymy i należeliśmy do Zachodu”, który kiedyś płacił niektórym z naszych rodaków za ową przynależność, czyli przynajmniej dla nich było to opłacalne. Swoją drogą czasy się jednak zmieniają, bo od czasu gdy znów odzyskaliśmy niepodległość, czyli znowu „należymy do zachodu”, to my musimy za to drogo płacić naszym protektorom. Z punktu widzenia wąsko pojętej opłacalności kiedyś jednak było lepiej.

Wracając jednak na chwilę do przeszłości: główne partie polityczne ostatnich dwustu lat Pierwszej Rzeczypospolitej (zwane ówcześnie „stronnictwami”) brały pieniądze od obcych mocarstw i realizowały ich interesy. Właśnie w tamtych wiekach korumpowanie elit innych państw stało się jednym z ważnych (najważniejszym?) instrumentów polityki zagranicznej. Nawet małe państwa, które posiadały sprawny system fiskalny, mogły wypracować nadwyżkę środków publicznych inwestowaną w system łapówkarski. Nie bez powodu do liderów tej polityki należały absolutystyczna Francja, monarchia Habsburska (dziś bez sensu nazywana Cesarstwem Austriackim – takiego państwa nie było ani w XVII ani w XVIII wieku) oraz państwo brandenbursko-pruskie, a w XVIII wieku również Rosja, zwesternizowana przez Piotra Wielkiego.

Naszych skorumpowanych władców nie stać było na taką politykę, bo mieliśmy zupełnie nie zachodni (czyli dość przyjazny dla obywateli) system fiskalny, a często nie mieli oni  także motywu dla prowadzenia polityki zagranicznej w naszym interesie.

Tu chwila zadumy nad prozą polityki: aby była ona w naszym polskim interesie, nie można jej prowadzić – jakkolwiek pojmowany byłby ów interes, byleby w dobrej wierze – nie podporządkowując się cudzym interesom. Taki banał. Przykładowo nasza klasa polityczna prawie bez wyjątku jest „proamerykańska” lub „proeuropejska”, czyli proniemiecka. Polityków prorosyjskich czy np. prochińskich u nas nie ma i być nie może. Z istoty nasze interesy są rozbieżne z interesami obcych, a ich zbieżność jest nie tylko czymś unikatowym, lecz również mocno podejrzanym. Dlaczego bowiem np. wybudowanie w Polsce fabryki produkującej rakiety miałoby być zgodne z interesami europejskimi czy amerykańskimi, skoro oni chcą abyśmy od nich kupowali owe rakiety wyprodukowane w ich fabrykach? Dziś nawet opodatkowanie amerykańskich inwestorów przez polski parlament może być i będzie uznane za akt wrogi wobec USA.

Wracając do głównego wątku rozumowania: albo powinniśmy w naszym interesie kiedyś korumpować innych albo inni korumpowali naszych polityków w swoim interesie. Tertium non datur. Oczywiście polityka prowadzona przez klasę polityczną III RP jest zbudowana na najwyższych standardach moralnych i nie może zniżyć się do poziomu łapówkarstwa: nikomu ich nie damy ani od nikogo oczywiście niczego nie weźmiemy. Bo przecież przyjęcie wysokopłatnej synekury w „strukturach europejskich” w zamian za wspieranie równie europejskich interesów nie może być uznane za jakąkolwiek formę korupcji. Gdyby tego rodzaju synekurę ktoś otrzymał np. od GAZPROMu (jak np. były kanclerz RFN), to byłby to czyn godny najgłębszego potępienia. Przy okazji warto przypomnieć, że być może obecny zdecydowanie antyrosyjski szef NATO swego czasu razem z władzami Rosji odkręcał kurek gazociągu Nordstream I, chyba że podobieństwo wyglądu oraz nazwiska jest zupełnie przypadkowe.

Naszej klasy politycznej, a przede wszystkim jej prozachodniej części (czyli większości), nikt nigdy nie chciał korumpować w sensie dosłownym: wystarczyło zobowiązanie do słuchania dwóch rozgłośni „Głos Ameryki” oraz „Radio Wolna Europa”. Przypomnę, że w czasach Polski Ludowej zwłaszcza ta druga rozgłośnia (z siedzibą w Zachodnich Niemczech) była jakoby finansowana ze … składek Polonii Amerykańskiej. I nawet byli tacy, którzy wierzyli, że nasi emigranci zaharowani na zmywakach oraz w brudnych fabrykach odejmując sobie od ust finansowali ową rozgłośnie. Od ponad trzydziestu lat już nikt się nie certoli i mówią prawdę, że finansowano je z pieniędzy rządu amerykańskiego. Coś się jednak kończy: prezydent Donald Trump chyba zlikwiduje nie tylko „miękką” perswazję poprzez USAID, ale również owe rozgłośnie: jak widać „Ameryka zdradziła” swoje wierne sługi w sposób bezceremonialny. Współczuję wszystkim proamerykańskim politykom. Naprawdę jest mi was szkoda.

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją