W tym roku mija osiemdziesiąt lat od przywrócenia Polsce ziem zachodnich i północnych, które należały do dziedzictwa Korony Polskiej, notabene obchodzącej w tym roku swoje tysiąclecie. Zbieg rocznic jest symboliczny: tytuł królewski drugiego z Piastów oznacza prawny początek naszej suwerennej państwowości – wszak mówimy o czasach wczesnego średniowiecza. Przywrócenie państwu polskiemu ziem, które były pod zwierzchnictwem Korony Polskiej lub były dziedzictwem rodu panującego, było i jest rzeczywistą restytucją Polski, nawet nieco w szerszym kształcie, bo przed tysiącem lat ziemie na północnym wschodzie (późniejsza Warmia i Mazury) nie były podporządkowane władcom piastowskim. Można jednak przypomnieć dziś już rzadko powtarzaną tezę, że w roku 1945 nastąpiło najdalej idące (jak dotąd) przywrócenie terytorialne państwa polskiego w pierwotnych granicach sprzed 1000 lat.
Krytycy tego projektu od razu podniosą larum na temat „IV rozbioru Polski” z 1945 r., bo w tym samym roku utraciliśmy (jakoby) tzw. Kresy, czyli wschodnią część państwa polskiego w granicach z 1921 r. Jest to oczywiście teza polityczna, lecz zupełnie adhistoryczna. Przed tysiącem lat ziemie władców piastowskich nie sięgały dalej na wschód niż obecnie i tylko zbliżały się od zachodu do tzw. Linii Curzona: naszymi wschodnimi sąsiadami były księstwa ruskie (a zwłaszcza Księstwo Kijowskie) a Wielkiego Księstwa Litewskiego jeszcze nie było. Co prawda prawie czterysta lat później władcą polskim stał się Giedyminowicz, a dokładnie Olgierdowicz, książę Jogaiła, ale wbrew treści podpisanych wówczas dokumentów unijnych faktycznie nie przyłączono (applicare) dziedzictwa Giedyminowiczów do Korony Polskiej: były to dwa państwa połączone osobą władcy (unia personalna). Co prawda prawie dwieście lat później ostatni z potomków Jagiełły przyłączył do Korony Polskiej południową część Wielkiego Księstwa Litewskiego, ale był to sposób przymuszenia panów litewskich do zgody na Unię Lubelską.
Nie będę dalej kontynuował wątku historycznego. Konkluzja jest dość prosta: jeżeli naszą tożsamość budujemy na tradycji państwowej i wspólnocie polskiej, to rok 1945 był skuteczną próbą odtworzenia państwa polskiego w jego pierwotnym kształcie. Wcześniejsze próby otworzenia nieistniejącego już związku państw – Korony Polskiej i państw powstałych na ziemiach byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego zakończyły się niepowodzeniem. Nie tylko w wyniku którejś tam „zdrady Zachodu” i podboju ze strony Związku Radzieckiego: większości etnicznie zamieszkujące tereny byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego nie chciały związku z Polską, gorzej, były wręcz antypolskie (może z wyjątkiem Białorusinów). Zresztą kolejne rządy w Warszawie (po 1989 r.) uznają pełne prawo tamtych narodów do samostanowienia, własnej państwowości i nie mają roszczeń terytorialnych do ziem leżących na wschód od obecnej granicy polskiej. Przypomnę, że w skład Wielkiego Księstwa Litewskiego (nie Korony) wchodziły ziemie Liwonii, czyli część obecnej Łotwy, a nawet przez pewien czas Smoleńszczyzna, czyli część obecnej Rosji.
Potwierdzeniem współczesnym tego stanu rzeczy jest pełne wsparcie dla „walczącej Ukrainy” i brak wsparcia dla polskich miejsc narodowych na Ukrainie i Litwie, które są często w głębokim sporze o swoje prawa mniejszościowe z rządami tych państw. Jest więc co świętować: tysiąclecie Korony Polskiej i pełną restytucję państwa polskiego w granicach historycznych. Jest jednak mało prawdopodobne, że obchody będą zainicjowane przez naszą proniemiecką (czyli oficjalnie proeuropejską) większość parlamentarną.

Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych