Okrągła rocznica Konferencji Jałtańskiej jak zwykle zaowocowała wieloma autorytatywnymi wypowiedziami naszego skansenu narodowego na temat „ZDRADY” (Zachodu), „ROZBIORU” (Polski) oraz „ODWIECZNEJ WROGOŚCI” (Stalina). Pastwienie się nad naszym zacietrzewieniem, połączonym z biedoleniem oraz rozżaleniem, nie jest ani oryginalne ani eleganckie; zwłaszcza że podjęcie próby rozpoczęcia w tej sprawie jakichkolwiek dyskusji z orędownikami tychże poglądów raczej spełzną na niczym: to jest kategoryczny monolog a nie zaproszenie do dialogu. Pozwolę sobie jednak wyciągnąć rękę w ich stronę i zwrócić uwagę na oczywiste sprzeczności w ich opowieściach. Tych sprzeczności jest sporo, więc powiem tylko o najważniejszych.
I tak, po pierwsze, w ichniej narracji powtarza się teza, że to oba państwa anglosaskie (USA i Zjednoczone Królestwo) „oddały Polskę w łapska Stalina”, w tym również zdecydowały o utracie tzw. Kresów. W tej legendzie jak zawsze to Zachód „rządzi”, a Rosja nie jest podmiotem, który może o czymkolwiek decydować. Ona (jakoby) „dostała od Zachodu” również całą Europę Wschodnią. Jeżeli tak, to do naszej oficjalnej historiografii powinno być wprowadzone nie tylko nowe pojęcie – IV rozbioru Polski, lecz również do grona państw rozbiorowych należy na trwałe zapisać oba te państwa, a zwłaszcza naszego „strategicznego sojusznika”. Stalin w tej opowieści był tylko wykonawcą angloamerykańskich nakazów. Przypominam, że żyjemy do dziś w „rozbiorowych granicach”, czyli jedna trzecia naszego terytorium (w granicach z 1939 r.) jest wciąż pod obcą okupacją, bo „odzyskanie niepodległości” w 1990 r. dotyczyło tylko części „rozbioru jałtańskiego” (bez Kresów).
Po drugie: przezwyciężenie owego rozbioru nakazuje dokończyć proces restytucji państwa polskiego w granicach z 1939 r. (czyli II Rzeczypospolitej), bo przecież w latach 1945-1989 byliśmy „pod okupacją”), a w jednej trzeciej jesteśmy dalej, bo Polska Ludowa została wykreślona z naszej historii. Zjednoczenie ziem państwa polskiego nie zostało więc jeszcze zakończone. Mamy więc roszczenia terytorialne m.in. do „niepodległej Ukrainy”.
Po trzecie: tzw. Kresy, które są do dziś pod „obcym butem”, lecz nigdy nie były okupowane przez Rosję. Najpierw je przyłączono do trzech „socjalistycznych” republik: litewskiej, białoruskiej oraz ukraińskiej, a od 1991 r. państwa te ogłosiły swoją suwerenność i są uznawane przez nasze władze. Czy mamy układy graniczne z niepodległą Litwą, Ukrainą i Białorusią? Jeśli tak, to jest to „zdradą”. Czy te państwa nie są aby naszymi aktualnymi „zaborcami”? Bo przecież w ich rękach są nasze ziemie oderwane od macierzy w wyniku „jałtańskiej zdrady”.
Sprzeczność narracji zacietrzewionych publicystów i historyków jest szczególnie widoczna od ponad trzech lat: przecież głosimy, że jedynym celem polskiej polityki jest ochrona nienaruszalności granic państwa ukraińskiego, czyli nie tylko granicy z Federacją Rosyjską, lecz również z Polską. To w końcu był ten zabór, czy go nie było?
Nie wyzłośliwiam się, lecz tylko pragnę ironicznie zrozumieć tezy oponentów. Aby wybrnąć z tej sytuacji proponuję jednak rozważenie kompromisów: w przypadku Ukrainy (dopóki jest jeszcze „prozachodnia”) oraz Litwy (dopóki należy do NATO) nie mamy póki co jakichkolwiek roszczeń terytorialnych. Inaczej w przypadku Białorusi (dopóki nią rządzi Aleksnadr Łukaszenka) – tu mamy twarde roszczenie o „Kresy”, które są bezspornie zagarnięte przez tą satrapię.
Koniec końców wychodzi więc na to, że to nie Rosja, lecz my powinniśmy dążyć do zmian w układzie granic w tej części świata aby ostatecznie „obalić Jałtę”.
Na koniec pragnę podzielić się refleksją na wskroś aktualną: prezydent państwa, które – jak wiemy – jest naszym „strategicznym sojusznikiem”, wyrzucił za drzwi prezydenta Ukrainy, który nie chciał podpisać się pod ekonomiczno-prawnym rozbiorem swojego państwa. Ów rozbiór miał być zapłatą za pomoc amerykańską dla „walczącej Ukrainy”. Oczywiście tego rodzaju umowy nie można nazwać „rozbiorem”, bo takie bezeceństwo może być wyłącznie w wykonaniu Rosji (to taka ironia). Ciekawe, czy aby ostatecznie przekreślić „IV rozbiór Polski” nasze demokratyczne rządy wykorzystają pretekst do bezinteresownego wsparcia, którego udzielono Ukrainie w ciągu ostatnich trzech lat? Czy też będziemy dalej bezwarunkowo wspierać „walczącą (jeszcze) Ukrainę”, czy też „Kresy” wrócą do macierzy?

Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych