Tekst prof. W. Modzelewskiego: Czy grozi nam podwyżka akcyzy?
Postępujący regres gospodarczy, wysoka inflacja oraz mnożące się braki w dostawach (nie tylko węgla i cukru) zmieniają zachowania podatników, zwłaszcza prowadzących działalność gospodarczą. Nie chcemy ponosić kosztów „polityki wschodniej”, nie godzimy się na wyrzeczenia, które mają (jakoby) przyczynić się do „pokonania Rosji”. Jednak obawiamy się o przyszłość – tą bliższą i tą dalszą – zwłaszcza spadku opłacalności lub wręcz nieopłacalności prowadzenia biznesu. Część przedsiębiorców korzysta z premii inflacyjnej, ale szybko „zżera” ją wzrost kosztów. Podatnicy prowadzący działalność gospodarczą coraz częściej rezygnują z płacenia bieżących zaliczek na podatek dochodowy: trzeba też jak najszybciej uciekać z ryczałtu od przychodów, który formalnie wymusza płacenie podatku nawet gdy nie ma ani grosza dochodu. Jest szansa, by w dniu 22 sierpnia br. można było zmienić opodatkowanie w drugim półroczu właśnie porzucając ryczałt na rzecz zasad ogólnych (skali).
Mamy już drugą połowę roku, który zaliczy się do najgorszych okresów ekonomicznych ostatniego trzydziestolecia. Drożyzna nośników energii i braku w dostawach węgla, a w przyszłości być może również gazu i energii elektrycznej, czyli dwóch ważnych wyrobów akcyzowych, są zapowiedzią czegoś jeszcze gorszego. Również zaawansowanie dochodów budżetowych z tego podatku za pierwsze półrocze jest dość skromne mimo bardzo ostrożnej prognozy budżetowej na ten rok. Podatnicy po cichu zadają więc pytanie: czy dodatkowe wydatki budżetowe związane zwłaszcza z dodatkami drożyźnianymi (sam dodatek węglowy będzie kosztować prawie 10 mld. zł.), są również zapowiedzią wzrostu stawek akcyzy? Ten krok wydaje się logiczny, bo w nadzwyczajnych okolicznościach z reguły sięgano po ten środek zwiększania dochodów budżetowych, zwłaszcza że stawki podatku od towarów i usług są obniżane (np. na gaz obowiązuje do 31 października 2022 r. stawka 0 %) i raczej nie zapowiada się „manewr Rostowskiego”, czyli czasowe (na wiele lat) podwyższenie stawki podstawowej podatku od towarów i usług. Co prawda jeden z opozycyjnych polityków (były minister finansów) zaproponował
podniesienie podstawy stawki tego podatku do 27%, ale był to chyba wyłącznie eksces polityczny.
Na pewno w tym podatku są bardzo duże „rezerwy fiskalne”, których istotą są wadliwe reakcje stawek tego podatku na wyroby o charakterze substytucyjnym albo brak opodatkowania substytutów dla niektórych wyrobów akcyzowych. Dla niewtajemniczonych wyjaśnię problem: akcyza stanowi bardzo istotny czynnik cenotwórczy (może stanowić nawet kilkadziesiąt procent ceny detalicznej); jeżeli cena ta jest zaakceptowana przez rynek, to każdy nieopodatkowany lub niżej opodatkowany substytut korzysta z premii: całość lub część potencjalnego opodatkowania pośredniego trafia do jej kieszeni. Tak było w przypadku olejów smarowych i preparatów smarowych, a do dziś tak jest w przypadku tzw. podgrzewaczy (substytut papierosów) i niektórych wyrobów alkoholowych. Gdyby władza chciała i umiała usunąć te luki, to dochody budżetowe mogły wzrosnąć w skali roku nawet do 7 mld. zł., a nawet więcej. Co prawda na straży tych luk stoją potężni lobbyści, wynajęci przez interesariuszy byli wysocy urzędnicy, którzy w przeszłości zajmowali się w resorcie finansów właśnie akcyzą, oraz oczywiście „wolne media”. Jeśli ktoś chcę poznać mechanizmy rządzące akcyzą w Polsce, to może znaleźć wystąpienie na forum Sejmu jednego z posłów (Macieja Koniecznego), który opisując relacje jednego z „międzynarodowych” koncernów tytoniowych z władzą użył określenia, że „jesteśmy republiką bananową”. Ja też mam tu swoje doświadczenia, bo od wielu lat opisuję patologie naszych a zwłaszcza wspólnotowych przepisów podatkowych. Byłem wielokrotnie atakowany przez wynajętych „dziennikarzy”: ostatnio dał się z tej strony poznać dziennikarz „Gazety Polskiej”, który publicznie nie zaprzeczył, że działa na zlecenie beneficjantów luk w akcyzie.
Czy klasa polityczna odważy się wystąpić przeciwko lobbingowi międzynarodowych koncernów, a zwłaszcza reprezentującemu naszych „strategicznych sojuszników” i schylić się po te miliony złotych, które zapychają kieszenie interesariuszy? Wierzę, że tak, bo przecież wbrew lobbingowi innego „międzynarodowego koncernu”, „wolnym mediom” i biznesowi zajmującemu się ucieczką od opodatkowania („renomowani eksperci”), udało się zlikwidować największą patologię podatku od towarów i usług w postaci tzw. krajowego odwrotnego obciążenia, dzięki któremu całe branże stalowa, metali kolorowych, elektroniczna przez lata nie płaciły VAT-u, ale za to inkasowały gigantyczne zwroty.
Może pierwszy autentyczny kryzys, może zmienić definitywnie preferencje wyborcze i przyczynić się przy okazji do racjonalizacji akcyzy?
Profesor Witold Modzelewski