Serwis Doradztwa Podatkowego

Apel do władzy: wyrzućcie do kosza pomysł wprowadzenia powszechnego obowiązku wystawiania i przyjmowania tzw. faktur ustrukturyzowanych

Podatek od wartości dodanej w każdej (wspólnotowej i niewspólnotowej postaci) „stoi” (albo „leży”) jakością systemu fakturowania. Gdy dokumenty te można bezkarnie fałszować, prawodawca nie chce lub nie umie prawidłowo uregulować zasad ich wystawiania i ewidencjonowania, brak jest publicznego nadzoru nad ich wystawianiem i stosowaniem oraz kary za ich fałszowanie a zwłaszcza za używanie (ważniejszy jest ten, kto odlicza podatek naliczony lub księguje koszty uzyskania przychodów na podstawie fałszywych faktur a nie ten, kto je podrabia), to podatek ten staje się największym zorganizowanym przez ustawodawcę sposobem wyłudzania pieniędzy, które wpłacają uczciwi i naiwni podatnicy. Wiemy, że przynajmniej część klasy rządzącej już przed kilkunastu laty miała tego pełną świadomość: pamiętamy wypowiedź na temat możliwości wyłudzania zwrotów tego podatku jako najbardziej opłacalnej „działalności”, której autorem był nie tylko wysoki funkcjonariusz publiczny (rządowy). Było to za czasów gdy obowiązywała w Polsce druga, wspólnotowa wersja tego podatku, bo wcześniej – od 1993 r. do 2004 r. – mieliśmy jeszcze oryginalną koncepcję tego podatku; zawdzięczamy jej zapobieżenie (wraz z nową akcyzą) katastrofie fiskalnej naszego państwa: w pierwszym roku obowiązywania dochody z tych dwóch podatków wzrosły o ponad 70% (sukces historyczny), Stworzono wówczas również dość restrykcyjny system fakturowania (przedtem w zasadzie go nie było): mimo krytyki ze strony zwłaszcza potencjalnych oszustów, przetrwał on przez cały okres obowiązywania pierwszej wersji podatku. Oszustwa fakturowe oczywiście również były i w tamtych czasach, ale miały znaczenie marginalne a wyłudzone na tej podstawie kwoty były przysłowiową kroplą w morzu nienależnych zwrotów, które wypłacono po 2004 r. Nowa wersja tego podatku przyniosła po naszym wuniowstąpieniu szybkie dostosowanie (czyli psucie) systemu fakturowania do wymogów prawa UE, czego efektem jest obowiązujący do dziś stan, w którym każdy kto chce może podrobić dowolną ilość faktur na równie dowolne kwoty i absolutna większość tychże oszustów pozostaje bezkarna. Gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że od marca 2017 r. obowiązują wysokie kary za fałszowanie i używanie podrobionych faktur, ale zmiana ta przyszła o 14 lat za późno.

Teraz ma być jeszcze gorzej, ktoś (kto?) chce zmusić wszystkich (bez wyjątku) podatników do wystawiania potworków w postaci tzw. faktur ustrukturyzowanych. To, co jest tu istotą tego pomysłu może zaszokować: faktury te – mimo że zostaną prawnie wystawione – nie będą ani fizycznie ani nawet elektronicznie doręczone kontrahentom. Oni nawet mogą nie wiedzieć o ich istnieniu, a w sensie prawnym dokument ten (który materialnie nie będzie istnieć), będzie im „doręczony” w momencie wystawienia. Oczywisty absurd, który w ciągu kilku miesięcy sparaliżuje rozliczenia uczciwych przedsiębiorców doprowadzi do załamania wpływów budżetowych. Poza tym możliwości podrabiania tych dokumentów będą dużo większe niż obecnie w wyniku działań nie tylko na szkodę budżetu państwa, lecz również na szkodę podatników: np. w zemście za naganę pracownik będzie mógł wystawić „pustą” ustrukturyzowaną fakturę np. na milion złotych a podatnik będzie musiał zapłacić wynikający zeń podatek, bo nie ma możliwości anulowania faktur ustrukturyzowanych (elementarny błąd samej koncepcji).

Podrabianie tych faktur może być zjawiskiem masowym a sprawcy tych przestępstw pozostaną z reguły bezkarni. Zwykli, uczciwi podatnicy nie interesują się tym pomysłem, gdyż uważają go za nic nieznaczący eksces lobbingu informatycznego. Część z nich jednak obawia się, że jest to kolejny spisek legislacyjny, który będzie wykorzystywany przeciwko naiwnym podatnikom. Podobnie jak w latach 2004-2017 padają na co dzień pytania o zagrożenia, które niesie ten system, a zwłaszcza o działania na szkodę nabywców przy wykorzystaniu tych faktur. Przecież nie będzie można odmówić ich przyjęcia (otrzymuje się je w sensie prawnym w momencie wystawienia) więc nieuczciwy kontrahent ustali księżycowe ceny i wykorzysta praktykę niezawierania pisemnych umów, w których ustala się skonkretyzowane ceny sprzedaży. Sprzyja temu wysoka inflacja, z którą będziemy żyć jeszcze długie lata. I co wtedy zrobi nabywca, gdy system tych faktur będzie obowiązkowy (ponoć od 1 lipca 2024 r.)? Ma zapłacić „księżycową cenę”? Nie może przecież „nie przyjąć” tej faktury, czyli zgodnie z prawem oraz przyjętą praktyką zaakceptowano fakturę przez jej „przyjęcie”. Co najgorsze, nabywca może nawet nie wiedzieć, że „otrzymał” tę fakturę i od wirtualnego jej doręczenia biegnie termin płatności.

Mam więc apel do władzy: wyrzućcie do kosza ten pomysł, zanim nie będzie za późno, bo szykujecie sobie drugą w historii tego podatku katastrofę fiskalną.

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją