Serwis Doradztwa Podatkowego

Szkice polsko-rosyjskie: czy jest szansa na koniec wojny?

Od lat upominam się o to, abyśmy mieli odwagę formułować własne diagnozy oraz prognozy dotyczące nie tylko spraw politycznych, ale również ekonomicznych naszego kraju i Europy. Jest to jak dotąd typowy głos z puszczy; od dziesięcioleci chorem i indywidualnie powtarzamy cudze interpretacje dotyczące zarówno teraźniejszości jak i przeszłości, a o przyszłości mamy tylko takie zdanie, na jakie pozwala nam mieć nasz „intelektualny protektor”. Kto nim jest? Jest to swoiste imaginarium będące zresztą jedynym naszym „twórczym wkładem” w myśl współczesną. Występuje on pod nazwą „Zachodu” lub „Świata Zachodniego”, a my w dodatku (jakoby) lepiej wiemy, jakie są jego interesy i co miał na myśli. Mamy ogromną potrzebę posiadania „światowego przywództwa” i cierpimy bardzo, gdy go nie ma. Z ogromną ochotą podporządkowujemy się owemu „przywództwu” (gdy jest), zwłaszcza gdy będzie do nas mówić albo – co ważniejsze – wyróżni nas swoimi odwiedzinami. Miało miejsce ostatnio takie nawiedzenie, „przywództwo” nas pochwaliło i powiedziało to, co jest dla nas obowiązującą ewangelią. Ochoczo więc powtarzamy, a przede wszystkim twardo zwalczamy wszelkie odstępstwa w słowie lub myśli. Nawet zapowiedziano już wprowadzenie cenzury, którą nazwano „zwalczaniem putinowskiej propagandy”.

Najistotniejsza jest obowiązująca od wizyty „przywództwa” prognoza wojny rosyjsko-ukraińskiej: ma trwać długo, a my mamy cierpliwie znosić jej wszystkie koszty. Obiecano nam „pot, krew i łzy”, a my nie możemy „nic na to poradzić” i w dodatku możemy się „nie lękać”. Tak mówi nasz wyimaginowany „Zachód” (jednym głosem), który naszym zdaniem na pewno podporządkowuje się przywództwu. Wyludnienie, drożyzna i regres – taka nasza dola, którą wyznaczono nam, a my nie możemy mieć na ten temat innego zdania. Kto będzie nieśmiało sugerować, aby jak najszybciej skończyć rozlew krwi, doprowadzić do zawieszenia broni i zakończyć cierpienie ludności cywilnej, jest już okrzyknięty „trollem Putina”, bo co innego powiedziało „przywództwo”, które będzie walczyć z Rosją „do ostatecznego zwycięstwa”, czyli do ostatniego Ukraińca. Gdy „przywództwo” zmieni zdanie, my też szybko dostosujemy się – taka nasza rola.  

Pozwolę sobie na chwilę niesubordynacji i przekroczę granicę wypowiedzi wyznaczoną nam przez „przywództwo”. Wbrew temu co ono twierdzi, istnieje szansa aby konflikt zbrojny na Ukrainie zakończył się w ciągu najbliższego miesiąca. Zakończy się rozlew krwi i oddali od nas ryzyko wplątania w wojnę, o co zabiega niezbyt wielu ale za to bardzo głośnych zwolenników „naszej wojny”.

Są trzy czynniki sprzyjające tej prognozie. Pierwszy, najważniejszy, to spadek poparcia Amerykanów dla „antyputinowskiej” polityki Joe Bidena. Z tego co wiemy, to ono spada a przy istniejących tam podziałach (o których u nas mówić nie wolno) jest to tendencja trwała. Nawet dramatyczne próby przekupienia wyborców poprzez zahamowanie wzrostu cen benzyny (to głównie interesuje obywateli tego kraju), mogą okazać się bezskuteczne. Wysoka inflacja, drogie paliwa i konflikty socjalno-etniczne (zwane w naszych opiniotwórczych mediach „przelewającą się przez amerykańskie miasta falą przestępczości”), mogą szybko zmienić priorytety „przywództwa”, które i tak ma na głowie duży ważniejszy problem w postaci wrogiej i nieprzejednanej postawy wobec Chin i USA.

Drugim czynnikiem sprzyjającym zakończeniu tej wojny jest pewna data: jest to 9 maja 2022 roku, czyli huczne obchody Dnia Pobiedy w Rosji. Celebra tego święta powinna odbywać się w atmosferze zwycięstwa, a tym razem „sukcesu operacji specjalnej”. Jak dotychczas to owa „operacja” jest nie tylko katastrofą wizerunkową (armia rosyjska nie jest ani tak silna, ani tak dobrze dowodzona jak wierzył Zachód i nie tylko), ale rośnie wewnętrzne niezadowolenie z tej wojny. W tym również w szeregach wojska. Jest wysoce prawdopodobne, że do tego czasu zostanie zawarty jakiś rodzaj rozejmu, powstanie strefa okupowana i nieokupowana, część wojsk wróci do koszar, a „bohaterowie tej wojny” zostaną odznaczeni i awansowani. Ta klęska musi być przedstawiona jako sukces, bo mocarstwa są dopóty „wielkie”, dopóki odnoszą sukcesy. Katastrofa afgańska zakończyła historię Związku Radzieckiego (nie tylko jako mocarstwa), a druga klęska agresorów w tym kraju z roku 2021 rozpoczęła erozję drugiego mocarstwa, które chce ją przykryć „wygraną Zachodu na Ukrainie”. Przypomnę, że owo zwycięstwo miała przynieść „polityka odstraszania”, której skutkiem miała być dekoncentracja wojsk rosyjskich znad granicy z Ukrainą. Polityka poniosła pełne fiasko, co musiało przyznać również niedawno obecne w naszym kraju „przywództwo”. Obecna wersja „zwycięstwa Wolnego Świata” w tej wojnie polega na tym, że będzie maksymalnie przedłużany opór Ukraińców w oczekiwaniu na zmiany na Kremlu, które też będą ogłoszone jako sukces polityki sankcji. Ale interesy polityczne w polityce wewnętrznej mogą przekreślić ten scenariusz, o czym już była mowa.

 

Jest jeszcze jeden czynnik sprzyjający zakończeniu tej wojny: to zwycięstwo wyborcze Fideszu na Węgrzech. Wyborcy jednoznacznie opowiedzieli się przeciw angażowaniu Węgier w tą wojnę. Sądzę, że te postawy będą dominować nie tylko na tym prawdziwym Zachodzie, ale również w tej części Europy. Przed wyborami trzeba będzie się choć trochę zatroszczyć o obywateli, dla których perspektywa drożyzny, inflacji i regresu w wyniku długotrwałej wojny na wschodzie jest złą przepowiednią. 

 

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją