Serwis Doradztwa Podatkowego

Szkice polsko-rosyjskie: nasza polska naiwność

Z reguły opowiadamy sobie w Polsce optymistyczną wersję historii. W podobnie naiwny sposób tłumaczymy sobie czas teraźniejszy oraz przewidujemy przyszłość. Co jest istotą owego optymizmu? Odwołuje się ona do trzech założeń (wierzeń), które tworzą fundament naszej polskiej naiwności. Wymienię je pokrótce:

  • pierwszym z nich jest przekonanie, że działania polityków, zwłaszcza tych „wielkich” (czyli zachodnich), są zgodne z ich deklaracjami, z zasady ich polityka jest prowadzona w dobrej wierze i ma charakter konstruktywny, a nieliczne wyjątki od tej zasady są łatwo rozpoznawalne i my je od razu dostrzegamy („biją w oczy”),
  • drugą z nich jest potrzeba wiary, że „na Zachodzie” istnieją wypracowane dobre wzorce, które dają innym (zwłaszcza nam) możliwość rozwiązania wszystkich istotnych (i nieistotnych) problemów; wystarczy poznać te wzorce, wdrożyć i wszyscy będziemy szczęśliwi, zdrowi i bogaci. My natomiast nie powinniśmy eksperymentować, szukać własnych rozwiązań oraz mędrkować: trzeba więc bywać „za granicą”, podpatrywać, a przede wszystkim wierzyć bez zastrzeżeń w to, co mówią autorzy dobrych wzorców,
  • po trzecie: skądś wiemy, że „świat nas lubi”, docenia nasze zasługi historyczne (zwłaszcza „obalenie komunizmu”, czy wcześniej „powstanie nawały bolszewickiej” w 1920 roku lub pokonanie Turków pod Wiedniem w 1683 roku). Zwłaszcza ów Zachód ma u nas wciąż niespłacony dług wdzięczności, który jest obowiązany uregulować, bo my zawsze staliśmy po stronie wolności i poświęcaliśmy swoje życie i mienie za innych („za wolność waszą i naszą”). Nasza misja antemurale (najpierw chrześcijaństwa, potem „Wolnego Zachodu”) jest uznana i bezwzględnie rodzi po czyjejś stronie moralne a nawet prawne obowiązki wobec Polski i nas Polaków.

Nawet gdy chcemy być tzw. realistami nie porzucamy powyższych założeń, bo są one ponoć istotą naszej „narodowej tożsamości”. Wierzymy, że twórcy naszej narodowej historii byli również wyznawcami tej doktryny i w niej znaleźli inspirację dla swej wielkości. Wszystkie ich porażki (było ich sporo), za które przyszło nam płacić (często do dziś) wysoką cenę, były „wynikami knowań” tych złych, w tym zwłaszcza Rosji (w XX wieku Związku Radzieckiego) lub następowały z dziwną (w świetle tej teorii) powtarzalnością „zdrad Zachodu”, który nie wiadomo dlaczego zawierał, oczywiście z obrzydzeniem, kompromisy naszym kosztem.

Miniony rok był (i jest dalej) czasem pełnego odrodzenia opisanej wyżej optymistycznej doktryny. Zgodnie z jej kanonami musimy z radością podporządkować się nakazom „światowego przywództwa”, które „w imię wolności i demokracji” oczekuje od nas bezwzględnego wsparcia dla rządów w Kijowie, przekazanie mu naszego uzbrojenia czy paliw silnikowych, skupu ich bezwartościowej waluty, bo przecież nasza ofiara będzie nam sowicie (w przyszłości) wynagrodzona. Musimy ufać przywództwu, bo one nie będzie umiało nas zawieść i NIGDY nie poda już ręki naszym wrogom, których musimy nienawidzić. A my w naszej nakazanej nienawiści będziemy konsekwentni do końca: SEMPER FIDELIS. W zamian za gościnność i szczodrość wobec emigrantów ukraińskich możemy oczekiwać pełnej lojalności ze strony rządów w Kijowie dziś i w przyszłości. Zachód już nas nigdy nie zdradzi, bo obroniliśmy go po raz trzeci w historii przed groźbą „rosyjskiej agresji” i nie będziemy szczędzić sił i środków w doprowadzeniu tej wojny do całkowitego zwycięstwa a Rosja ukorzy się przed naszą siłą i ze strachu dobrowolnie podzieli się małe państewka pogrążając się w nowej długotrwałej smucie. Musimy tylko gorliwie wdrażać Zachodnie wzorce, likwidować nie tylko energetykę węglową, ale również nasze rolnictwo, bo kupując produkty rolne przywożone z Ukrainy, walnie przyczyniamy się do pokonania Rosji. „Wolność nie ma ceny” i jesteśmy gotowi zapłacić tyle, ile będzie od nas oczekiwać darzący nas niezmienną sympatią Zachód.

Czy dobrze oddaje treść oraz sens nowej antyrosyjskiej doktryny, którą budujemy odwołując się do naszej optymalizacyjnej wersji przyszłości i przeszłości? Zapewne tak, bo również nasze klęski można uznać za (moralne) zwycięstwa.

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją