Serwis Doradztwa Podatkowego

Szkice polsko-rosyjskie: sanacyjni dyletanci

W polskim piśmiennictwie dotyczącym okresu międzywojennego, a zwłaszcza opisującym katastrofę ostatniego roku Drugiej Rzeczypospolitej, powstałym zarówno w latach 1945-1989, jak i po tej dacie, dominuje niepodzielnie pogląd, że układ zawarty między Związkiem Radzieckim a Niemcami w dniu 23 sierpnia 1939 roku, był dla ówczesnych polityków „kompletnym zaskoczeniem”. Sanacyjni dygnitarze, a zwłaszcza minister spraw zagranicznych pułkownik Józef Beck, „nie mogli sobie wyobrazić” takiego aliansu, a swoje zaskoczenie ukrywali pod maską lekceważenia (dobrze nam znane z czasów obecnych „Polacy nic się nie stało”) co najważniejsze owo „zaskoczenie” jest również usprawiedliwieniem poniesionych przez nasz kraj w wyniku tego układu porażek. Gdy czyta się depesze dyplomatyczne ówczesnego ambasadora w Moskwie Jana Grzybowskiego oceniające skutki zawarcia Paktu Ribentrop-Mołotow, nie sposób ukryć zażenowania: kolejny przykład Nikodema Dyzmy, który był przecież literacką twarzą całej sanacji. Wcześniej inny „orzeł” sanacyjnej dyplomacji ? ambasador w Berlinie (nazywał się Lipski) obiecał publicznie wystawić w Polsce Hitlerowi pomnik „za rozwiązanie kwestii żydowskiej”. Wiadomo, taki jest poziom podwładnych, jaki format reprezentuje ich szef: ponoć każdy otacza się głupszymi od siebie (zwłaszcza głupiec). Kto był szefem? Piłsudczycy przecież mieli (i mają) tylko jednego szefa, zarówno wtedy kiedy żył, jak i wtedy gdy już nie żył. Nachalna propaganda obowiązująca w naszej polityce historycznej (z naciskiem na słowo „polityka”) przedstawiła go jako wręcz geniusza; ale szkoda dalej się znęcać nad nędzą umysłową piłsudczyków.

Warto jednak odpowiedzieć na pytanie: czy Układ z 23 sierpnia 1939 roku był ekscesem, wręcz dysonansem w relacjach niemiecko-bolszewickich całego okresu międzywojennego, czy też kolejnym dowodem istniejącej wcześniej relacji między tymi dwoma państwami. Opowiadam się jednoznacznie za pozytywną odpowiedzią na drugie z powyższych pytań. Bolszewizm był tworem („dzieckiem”) władz niemieckich, które mimo upadku cesarstwa w listopadzie 1918 roku potrafiły zachować ciągłość polityki zagranicznej. W zasadzie w całym okresie od 1917 do 1933 roku, czyli do czasu powierzenia funkcji kanclerza Adolfowi Hitlerowi (jego partia NSDAP legalnie w sposób demokratyczny wygrała wybory do Reichstagu) między Berlinem a Moskwą istniały ścisłe, przyjacielskie ? wręcz sojusznicze relacje: przykładów jest tyle, że szkoda czasu na wspominki. Najważniejsze jest to, że owe szczególne stosunki nie były dla nikogo tajemnicą, bo dwaj pariasi ówczesnego świata nie kryli (może poza współpracą militarną) dowodów swojej przyjaźni. W Reichstagu istniały dwie partie lewicowe: socjaldemokraci (SDP) i komuniści (KPD) sympatyzujące z bolszewizmem, a partie konserwatywne mimo, deklarowanej pogardy dla „żydowskiego bolszewizmu”, były nawet twórcą „realistycznej polityki wschodniej”. Co prawda po 1933 roku stosunki niemiecko-bolszewickie uległy ochłodzeniu i znacznej redukcji, zwłaszcza w płaszczyźnie wojskowej. Hitler był, podobnie jak konserwatywne elity tego państwa, nieprzejednanym antysemitą, ale chciał zburzyć porządek Wersalski, a tu najlepszym i wypróbowanym sojusznikiem była bolszewicka Moskwa prowadząca w tym czasie odważną i co najważniejsze ? niezależną politykę europejską, której twórcą był w końcu nasz rodak Meir Wałach urodzony w Białymstoku, świetnie mówiący po polsku „towarzysz Maksim Litwinow”. Była to polityka dużego formatu, dystansująca się od Berlina, który posługiwał się przecież wrogim językiem w stosunku do całej diaspory żydowskiej. Warto przypomnieć, że elity bolszewickie były zdominowane przez przedstawicieli tej społeczności, a jednym z jej wpływowych ideologów był również polski intelektualista Karol Radek, który nie tylko miał świetne relacje nie tylko w weimarskim Berlinie, ale również w sanacyjnej Warszawie, którą odwiedził spotykając się z dobrym znajomym jeszcze sprzed wojny ? Józefem Piłsudskim. Plebejski antysemityzm i antykomunizm partii hitlerowskiej stawiał Berlin po drugiej stronie barykady w oczach starej gwardii bolszewików, ale Stalin wraz ze słowiańską częścią bolszewickich elit postanowił krwawo wyeliminować liderów tej gwardii: część zapłaciła za to życiem, część trafiła do łagrów, a większość odsunięto od władzy. Tworzący się wówczas postbolszewicki Związek Radziecki był kierowany przez okrutnych realistów, którzy byli zdolni do wszelkich taktycznych kompromisów, m.in. do wydania hitlerowcom na pewną śmierć niemieckich komunistów, którzy uciekli do Związku Radzieckiego. Czy byli zdolni do sojuszu z Berlinem, który mógł zaoferować dużo więcej niż Paryż czy Londyn? Oczywiście, bo cel był wspólny: likwidacja porządku Wersalskiego.

Ciekawe dlaczego nie mogli tego zrozumieć sanacyjni politycy, wierni uczniowie Komendanta.

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją