Serwis Doradztwa Podatkowego

Szkice polsko-rosyjskie: Trójmorze ma być zdaniem amerykanów podporządkowane Berlinowi

Rzadko w historii mają miejsce wydarzenia spektakularne, które stają się swoistym „koronnym dowodem” potwierdzającym określone tezy. Nie odwołuję się tu (bynajmniej) do lubianej przez część historyków teorii „punktów zwrotnych”, w której przypisuje się pewnym wydarzeniom „przełomowe znaczenie”: bez nich nie wystąpiłyby zmiany o charakterze dziejowym; istotne zmiany następują również bez owych punktów zwrotnych. Tu odwołuję się do teorii dowodów i poszlak, czyli pojęć mających treść prawną. Aby udowodnić określoną tezę o charakterze ekonomicznym, politycznym czy nawet prawnym posługujemy się najczęściej możliwie największym zbiorem dowodów i poszlak: cytujemy wypowiedzi oficjeli (nie zawsze wiarygodne), przywołujemy treści dokumentów (napisanych często w złej wierze), podajemy dane liczbowe (również spreparowane przez lobbystów), oraz odwołujemy się do innych źródeł mając świadomość, że mogą być zmistyfikowane lub błędne. Najczęściej nie możemy zaprezentować takiego dowodu, w postaci chociażby niewymuszonego przyznania się do winy sprawcy określonych zdarzeń, który mógłby być rozstrzygający. Nie przeceniając znaczenia oświadczeń składanych przez polityków, mogę jednak zaryzykować tezę, że już wiemy po co administracja amerykańska popierała koncepcję Trójmorza. Idzie o jakiś artykuł trójki amerykańskich dyplomatów, w tym między innymi byłej ambasador w Polsce i kandydata na tegoż ambasadora w naszym kraju: ich zdaniem stały organ (sekretariat) owego Trójmorza ma być w Berlinie. Zacytuję in extenso treść artykułu w tej sprawie: „Aby przejść na wyższy poziom skuteczności (?) w ramach inicjatywy Trójmorza należy utworzyć międzynarodowy sekretariat (…) dysponujący niewielkim personelem (…) powinien mieć siedzibę w kluczowym zachodnioeuropejskim ośrodku finansowym, takim jak Bruksela, Berlin, Londyn czy Amsterdam – w miejscu, w którym nagromadzone kapitały finansowe korporacyjne i rządowe łączą się z potęgą gospodarczą”. Nie będę dłużej zanudzał czytelników cytatami (każdy kto chcę może przeczytać wynurzenia tej trójki), ale ich myśl jest taka: organ ten ma być przedstawicielem biznesowym dla amerykańskich oligarchii (przepraszam: korporacji), miejscowy ludek nie powinien mieć tam cokolwiek do powiedzenia, ma tym rządzić lobby biznesu, który będzie chciał zarobić na Trójmorzu. Gdyby ktoś chciał na poważnie traktować te wypowiedzi, to stwierdziłby, że ich autorzy plotą jakieś bzdury, bo umiejscowienie poza terytorium owego związku jego stałego organu, w dodatku organ ten nie ma reprezentować państw członkowskich, lecz służyć ich eksploatacji tych państw przez biznes spoza tego regionu, jest nonsensem: przecież to przykład świadomości kolonialnej, która jest wroga państwom Trójmorza. Moim zdaniem należy podziękować autorom tego artykułu za szczerość. Wiemy co może się zdarzyć, gdy poddamy ten projekt nadzorowi Waszyngtonu: będziemy sprowadzeni do roli kolonii rządzonej przez „międzynarodowy sekretariat.”

Trzeba spróbować odpowiedzieć na pytanie, kiedy inicjatywa Trójmorza ma sens, a kiedy powinniśmy się z niej wypisać, bo bez nas nie ma ona żadnych szans (wystarczy spojrzeć na mapę: tak samo rozszerzenie na wschód Unii Europejskiej bez Polski jest niemożliwe). Sens tej inicjatywy dla Polski i innych krajów tego regionu istnieje tylko wówczas gdy:

  • państwa te dzięki temu będą uniezależniać się ekonomicznie i politycznie od niemieckiej dominacji, która jest najważniejszą barierą ich rozwoju (dlatego też Niemcy muszą być poza tym związkiem; ich obecność będzie tylko wzmocnieniem ich dominacji),
  • pogłębienie wzajemnych związków między tymi państwami ma je wzbogacić i umocnić (a nie osłabić) tworząc trzeci duży twór ekonomiczno-polityczny w tej części świata: obok Starej Europy (czyli niemieckiego protektoratu) i Rosji, powstanie związek państw na tyle istotnych politycznie, że będzie on mógł choć częściowo równoważyć siłę dwóch pozostałych ośrodków,
  • do Trójmorza nie mogą należeć państwa, które są w stanie konfliktu z przeciwnikami tej inicjatywy (czyli Niemcami lub z Rosją), bo związek ten ma mieć charakter pokojowy i gospodarczy a nie tworzyć jakiś sojusz obronny.

Inaczej mówiąc: jest to z istoty inicjatywa antyniemiecka (bo dziś państwa wchodzące w skład Trójmorza są niemiecką Mitteleuropą) i neutralną wobec Rosji, jeśli nie będzie ambicji włączenia doń Ukrainy i Białorusi: gdyby ktoś miał takie pomysły, to hoduje sobie drugiego wroga tej koncepcji, a z dwoma nie damy sobie rady. Nie bez powodu sens tej koncepcji porównuje się do reaktywacji Austro-Węgier albo RWPG bez Związku Radzieckiego (ten ostatni pomysł ma – jak to się dziś mówi – charakter wirtualny). W pewnym sensie Trójmorze jest powrotem do belle epoque, gdy w tym regionie istniały trzy wielkie państwa: Rosja, Zjednoczone Niemcy i Austro-Węgry (nasi zaborcy), które wzajemnie równoważyły swoje pozycje i nie naruszyły stanu posiadania. Problem w tym, że Wiedeń nie stanie się po raz drugi centrum tego związku, a na Warszawę nikt się nie zgodzi; siedzibą stałego organu Trójmorza powinien być kraj położony centralnie i możliwie najmniej sporny, czyli Słowacja lub Czechy; Czechy są zbyt proniemieckie (w przeszłości należały do Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, a królowie Czech byli cesarzami, a przecież z właśnie owego cesarstwa zrodziły się Austro-Węgry) a Słowacja jest zbyt prorosyjska i tli się jej konflikt z Węgrami, który kiedyś trzeba będzie rozwiązać.

Aby idea Trójmorza mogła się kiedyś zmaterializować, trzeba pogłębiać wzajemne relacje gospodarcze, bogacić się na handlu między tymi państwami bez niemieckiego pośrednictwa i grać jednocześnie na trzech fortepianach: relacji z Niemcami, Rosją i USA, dbając o to, aby te państwa nie dogadały się w celu storpedowania tej inicjatywy. Niezależna polityka wymaga niezależnej klasy politycznej, która nie wisi u klamki któregokolwiek z tych powyższych potencjalnych przeciwników Trójmorza. Wyłącznie Węgrzy dają przykład tego typu postawy a może w tej roli być również Polska, bo wyzwala się już z zauroczenia Ameryką, zwłaszcza pod wpływem jej wsparcia dla zwrotu tzw. mienia bezspadkowego.

Teraz o istotnych wadach tej koncepcji:

  • państwa Trójmorza są zbyt podzielone, mają przeciwstawne interesy polityczne i nie będą – przynajmniej w istotnej części – dążyć do rozluźnienia niemieckiego protektoratu, gdyż są jego tworem: dotyczy to zwłaszcza państw bałtyckich, które zachowają swój narodowy charakter (czyli również antypolski) pod warunkiem ścisłego sojuszu z Berliniem,
  • państwa bałkańskie podobnie jak Bułgaria a nawet Rumunia zagrożone są rekonkwistą turecką, a mogą przeciwstawić się jej tylko poprzez związki z Rosją (w końcu państwa te uzyskały niepodległość wyłącznie dzięki Rosji): odrzucają one polską i bałtycką rusofobię – tu jesteśmy po dwóch stronach barykady,
  • państwa Trójmorza należące do naszego bezpośredniego sąsiedztwa (trzy państwa bałtyckie, Czechy i Słowacja) są niechętne Polsce nie tylko z przyczyn historycznych (może tylko z wyjątkiem Estonii), nie chcą naszej dominacji – jesteśmy dla nich zbyt dużym i w sumie groźnym bałaganiarzem, który jest nieprzewidywalny. Powyższe jednak nie przeczy tezie, że warto kontynuować ideę Trójmorza, aby uniezależnić się nie tylko od Berlina, ale również Stanów Zjednoczonych.

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją