Serwis Doradztwa Podatkowego

Szkice polsko-rosyjskie: z kim prowadziliśmy wojnę w 1920 r.? Z Rosją czy z bolszewikami?

     Na początku lipca 1920 r. dwa najważniejsze w czasie wojny organy ówczesnego państwa polskiego: Rada Obrony Państwa oraz Wódz Naczelny, wydały odrębne dokumenty, swoiste odezwy, adresowane do obywateli Polski. Dokumenty te były wezwaniem do obrony kraju w obliczu bezpośredniego zagrożenia ze strony Armii Czerwonej i trwających już ponad miesiąc klęsk zadanych wojskom polskim; było one głównie następstwem tzw. Wyprawy Kijowskiej. Wojska bolszewickie zbliżyły się już do dawnej granicy Kongresówki z Cesarstwem Rosyjskim, czyli do ziem uznanych również wtedy za etnicznie polskie: przypomnę, że granica ta z pewnymi korektami na wschód jest obecną wschodnią rubieżą naszego kraju. Odezwy te apelowały o obronę i pojednanie, bo podziały polityczne były wtedy o niebo większe niż dziś. Co najważniejsze, oba dokumenty jednoznacznie stwierdzały, że wojna ta nie jest prowadzona z „narodem rosyjskim”, co dla ówczesnych było zupełnie oczywiste. Rosja również walczyła z bolszewizmem, a ostatni dowódca armii rosyjskiej generał Piotr Wrangel, którego wojska stacjonowały na Krymie, rozpoczął w tym czasie działania zaczepne przeciwko Armii Czerwonej.

     Po co przypominam te dokumenty? Chcę przypomnieć tym, którzy dziś głoszą, że sto lat temu „pokonaliśmy Rosję”, że plotą głupstwa lub świadomie wprowadzają nas w błąd. To przypomnienie należy się zwłaszcza tym, którzy dziś odwołują się do spuścizny politycznej II Rzeczypospolitej, a zwłaszcza Józefa Piłsudskiego. Wojna polsko-bolszewicka w roku 1920 nie była wojną z narodem rosyjskim ani tym bardziej z Rosją. Bolszewiccy uzurpatorzy nie mieli jakiejkolwiek legitymacji aby reprezentować to państwo, przegrali w 1918 r. wybory do rosyjski Konstytuanty, czyli ostatniego parlamentu tego państwa, nie byli uznawani jako legalna władza przez naszych ówczesnych sojuszników, którzy wciąż byli w formalnym aliansie z Rosją, mimo że od zakończenia tamtej wojny minęło już prawie półtora roku. Problemem wszystkich zachodnich stolic było jednak poparcie opinii publicznej (nie tylko w Paryżu i Londynie) dla rewolucji bolszewickiej, której ówczesna legenda była diametralnie różna od obecnej. Wymęczone i wygłodzone czteroletnią wojną i powojenną biedą społeczności państw europejskich były zrewolucjonizowane w dosłownym tego słowa znaczeniu, a rządzące elity autentycznie bały się wielotysięcznych pochodów, które pod czerwonymi sztandarami często maszerowały ulicami miast całej Starej Europy. Nasza wojna z bolszewickim państwem niszczyła popularności sprawy polskiej, co miało bardzo konkretny wymiar praktyczny: o jakiejkolwiek interwencji wojskowej wojsk francuskich czy angielskich po naszej stronie nie mogliśmy nawet marzyć. Zwycięskimi państwami Ententy rządzili ludzie, szerzej ? środowiska, które jeszcze nie otrząsnęły się po szoku wywołanym przez pasmo katastrof wielowiekowych monarchii lat 1917-1918: krążył wówczas taki oto dowcip na temat monarchii bawarskiej, w którym trzy razy powtarzana była cyfra siedem. Wittelsbachowie rządzili tym państwem przez siedem wieków, lecz zostali w ciągu siedmiu dni pokonani przez siedmiu Żydów. Wiemy, że powtarzanie takich dowcipów, podobnie jak np. kwestionowanie istnienia w Polsce tzw. mienia bezspadkowego, jest przykładem skrajnego, „wyssanego przez Polaków z mlekiem matki” antysemityzmu, ale trudno, w końcu czuję się bardziej Polakiem niż Europejczykiem. Ale to tak przy okazji. Istniała obawa, że rodzące się wówczas „społeczeństwa”, bardzo lewicowe i również silnie radykalne, mogą powtórzyć scenariusz rewolucyjny również w innych państwach. A przecież Wielką Brytanią rządziła niemiecka dynastia, której w 1918 r. w rodzinnym Koburgu odebrano resztki władzy.

     W 1920 r. byliśmy sami i nikt obcy (dosłownie) nie chciał stanąć w obronie naszego państwa. Byliśmy również słusznie oskarżeni o jej wywołanie: bezsensowna awantura z kwietnia i maja tamtego roku (Wyprawa Kijowska) pogrążyła jeszcze bardziej nasz wizerunek w tzw. oczach Zachodu, które dla nas są tak przecież (do dziś) ważne. Znane i cytowane w literaturze historycznej wypowiedzi ówczesnych polityków brytyjskich na temat Polski i Polaków są pełne pogardy, wręcz wstrętu i rasistowskiego poczucia wyższości: celował w nich zwłaszcza członek misji państw Ententy, pamiętany w Polsce „lord” Edgar d?Abernon; w znanej książce na temat wojny polsko-bolszewickiej z 1920 r. usunął wszystkie poniżające nas stwierdzenia, które pierwotnie sformułowała na nasz temat.

     Jakimś cudem udało się w sierpniu i wrześniu 1920 r. pokonać Armię Czerwoną, która nie miała wielkiej ochoty umierać za bolszewickich komisarzy i masowo szła do niewoli. Gdy zakończono w październiku tamtego roku działania wojenne, w naszej niewoli było aż 110 tysięcy jeńców, z których jedna piąta zmarła w wyniku głodu i chorób. Byli to prawdziwi przedstawiciele Narodu Rosyjskiego. Szkoda, że on wtedy przegrał swoją wojnę, bo nasze zwycięstwo było tylko zapowiedzią klęski odroczonej o 19 lat.

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją